sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 11. Tylko czy ja jestem na to gotowa?


~Clary~

Ciemność nacierała na mnie z każdej strony. Miałam wrażenie, że znajduję się pod taflą wosy. Krztusiłam się i dławiłam nią. Płuca niemiłosiernie mnie paliły.
Nie mogłam ruszyć nawet najmniejszym mięśniem.
W mojej głowie panowała pustka. Nie wiedziałam dlaczego znajduje się w tej bezdennej ciemności. Nie wiedziałam też czy istnieje jakiś sposób, żeby się z niej wydostać.
Czy tak wygląda śmierć?

                             ****

Ból znów powrócił tyle, że tym razem z podwójną mocą. Moje ciało płonęło. Dlaczego nikt do cholery nie ugasi tego ognia? Dlaczego nikt nie skróci mojej męki? Dlaczego...

                           ****

Liczyłam bicia swojego serca. Czterysta siedemdziesiąt trzy... Czterysta siedemdziesiąt cztery... Ile ta cholerna śmierć będzie jeszcze trwać?!
Nagle poczułam się dziwnie wolna, jakbym była maleńkim piórkiem niesionym przez wiatr. Ból ustąpił. Poruszyłam lekko palcem wskazującym... Udało się! Nic to jednak nie zmieniało w mojej beznadziejnej sytuacji, ponieważ i tak nic poza ciemnością nie widziałam. Nagle pojawiło się maleńkie światełko wielkości ziarna grochu. Powoli powiększało się. Teraz było wielkości piłki tenisowej. I zgasło.
Mój cały entuzjazm opadł, a jego miejsce znów zastąpiło przygnębienie i tęsknota.
                     
                              ****

Wciąż otaczała mnie ciemność. Z tą różnicą, że słyszałam co się dzieje wokół mojego ciała. Usłyszałam jakby ktoś wszedł do pomieszczenia. Były to ewidentnie kroki kobiety. Lekki, taneczny krok i stukot szpilek...

- Powinieneś odpocząć. Siedzisz tu już trzy dni. Ja z nią zostanę, a ty idź coś zjedz. Proszę... Zrób to dla niej. Ona nie chciałaby żebyś się załamywał. Ona wróci. Zobaczysz - usłyszałam ten tak znajomy głos.

Isabelle.

- Zostanę z nią - wyszeptał drugi głos.

Jace?
To nie może być mój Jace. Jego głos jest zawsze arogancki, pewny siebie, a nie chrapliwy i zmęczony.
Mój Anioł... Moje serce skurczyło się z rozpaczy.
Uświadomiłam sobie, że tęsknię za nim o wiele bardziej niż to sobie wyobrażałam.
Brakowało mi jego silnych ramion, w których czułam się bezpiecznie jak nigdzie indziej. Miękkich ust, które czule szeptały moje imię. Zapachu mydła i wody kolońskiej. Puszystych włosów, w które wplątywałam tak często palce. Zgrabnych dłoni pianisty, które delikatnie gładziły moją skóre, jakby była z porcelany. Brakowało mi jego dotyku, który zostawiał po sobie gęsią skórkę.
Siedzi tu już trzy dni. Trzy dni bez ani minuty snu. Trzy dni bez jedzenia. Trzy dni...
Trzy dni?! Jestem nieprzytomna już trzy dni? No to ładnie...
Chciałam krzyknąć, że żyję, żeby się nie matwili... Ja sie nie poddam... Będę walczyć do końca...
Będę walczyć dla niego. Dla nich.

- Jace! Jace! - krzyczałam.

Nie słyszy mnie. Nikt mnie nie słyszy. Jestem sama. Jestem sama w tej bezdennej otchłani ciemności. Sama...

                             ****

Ile czasu upłynęło? Nie wiem.
Wiem jedno, że Jace cały czas tu jest. Cały czas trzyma mnie za dloń. Czułam to.
Powinien posłuchać Isabelle i iść odpocząć... Nie może funkcjonować jak zombie... Za niedługo to on sam wyląduje w skrzydle szpitalnym.
Nie może aż tak się zaniedbywać i poświęcać...
Ale czy nie na tym polega właśnie miłość? Na poświęceniach względem drugiej osoby?

                              ****

Każda sekunda tu spędzona wydawaje się minutą, każda minuta godziną, każda godzina dniem, a każdy dzień nieskończonością.
Jace nadal tu jest. Przychodzą tu też inni. Nawet kilka razy była mama. Jest mi jej tak strasznie żal... Nie powinna się denerwować...
Znów pojawiło się światełko. Rosło i rosło... Nie robiłam sobie zbyt wielkiej nadziei...
Nieoczekiwanie rozbłysło, że aż zmrużyłam oczy. Powoli otwierałam je, próbując przyzwyczaić się do niezwykłej jasności. Było w niej coś wyjątkowego... Biło od niej ciepło, radość i szczęście. Automatycznie ruszyłam w jej stronę. Wiedziałam, że to było nieodpowiedzialne, ale cóż gorszego może mnie dziś spotkać?
A może to właśnie już koniec?
Koniec życia na ziemii, a początek w niebie. Może to teraz czas na przejście do lepszego miejsca?
Tylko czy ja jestem na to gotowa?

~Jace~

Moja głowa powoli opadała. Nie. Nie mogę zasnąć.
Szybko podniosłem ją i przetarłem oczy. Spojrzałem na Clary.
Jej pierś miarowo unosiła się i opadała. Odgarnąłem kilka niesfornych, rudych kosmyków z jej czoła. Delikatnie przejechałem palcami po linii jej szczęki. Musnąłem opuszkami jej małe, różowe usta. Ująłem jej dłoń najdelikatniej jak umiałem. Ostrożnie pocałowałem ją, a następnie każdą kostkę.
Przygładziłem aksamitną, kremową suknię, w którą ubrała ją Isabelle. Podkreślała ona tylko jej bladą cerę, której brakowało teraz rumieńców.
Tak cholernie mi jej brakowało. Bałem się, że nie uda się jej wyciągnąć z tego stanu. Próbował Magnus. Później Cisi Bracia.
Wciąż w głowie rozbrzmiewał mi głos brata Jeremiasza.

„ Nam nie uda się zaradzić na stan Clarissy. Ona sama musi walczyć. Musi zebrać wszystkie siły. Nie martw się Jace. Ona wróci, bo ma dla kogo. Wróci choćby nie wiem co. Sam Razjel jej dopomoże”

Było to drugiego dnia po zapadnięciu Clary w śpiączkę. Wciaż rozbrzmiewają mi w głowie te słowa:
„Ona wróci, bo ma dla kogo. Wróci choćby niewiem co. Sam Razjel jej dopomoże”
Nadal je interpretuję.
Hogde powiedział przecież, że tylko ten co klątwę rzucił może ją zdjąć. Valentine na pewno tego nie zrobi. Za nic nie zostawi swojej córki w spokoju.
Może Hodge nie wie wszystkiego? Clary jest na tyle silna, aby sama pokonać czar? Może wystarczy tylko wola walki, żeby go pokonać...
„Sam Razjel jej dopomoże.”
Stwórca Nefilim nigdy nie wtrąca się w nasze sprawy. Dla Clary zrobi wyjątek?
Westchnąłem cieżko.
Moja biedna Clary...
Wyglądając tak niewinnie, czy jest w stanie stoczyć taką walkę?

                             ****

Nadal siedziałem przy łóżku Clary. Wciąż ujmując jej dłoń. Ciągle patrząc uważnie, czy dziewczyna nie poruszyła choćby najmniejszym mięśniem.
Poczułem dłoń na ramieniu. Wzdrygnąłem się i spojrzałem na jej właściciela. Matka Clary.

- Jace... - zaczęła.
- Jeśli przyszła tu pani żeby przekonywać mnie do przespania się czy jedzenia, to proszę nie marnować swojego czasu - przerwałem jej.
- Jak długo tak pociągniesz? Ile już nie jadłeś i nie spałeś? Cztery dni? Pięć?
- Nie mogę jej zostawić. Raz ją zostawiłem i jak to się skończyło...
- Nic jej nie grozi. Ja z nią posiedzę. Co do drugiej sprawy: to nie jest twoja wina! - Ale...
- Nie przerywaj mi - ucięła. - Nawet gdybyś był nic byś nie wskurał. Valentine`a nic nie powstrzyma. Proszę cię. Nie załamuj się. Znajdziemy sposób na uratowanie Clary. Idź teraz.

Westchnąłem i podniosłem się z miejsca. Ruszyłem już w stronę drzwi, gdy usłyszałem głos pani Fairchild:

- I nie chcę cię tu widzieć przynajmniej do jutra.

Wysiłem się na uśmiech i cicho zamknąłem za sobą drzwi.

                               ****

Grzebałem widelcem w jedzeniu. Wcale nie miałem ochoty jeść. Nabrałem trochę ryżu i wepchnąłem do ust. Powoli przeżuwałem. Połknąłem. To samo zrobiłem z następną porcją.
Kiedy zjadłem już połowę do kuchni wszedł Will. Na mój widok zrobił zdziwioną minę.

- Hej - powiedział.
- Hej.

Chłopak podszedł do lodówki i wyjął z niej butelkę wody. Oparł się o blat.
Powróciłem do jedzenia.

- Jace! - krzyknął niespodziewanie Will, a ja aż podskoczyłem.
- Co?
- Skąd wziąłeś ten ryż z warzywami?
- Na blacie stał.
- Boże! Ten ryż zrobiła Isabelle!
- Naprawdę? Smakuje całkiem nieźle.
- Tobie już rozum odebrało! Jak coś co zrobiła Isabelle Lightwood może być jadalne?
- Nie drzyj się tylko sam spróbuj!

Najpierw spojrzał na mnie jakbym był co najmniej uciekinierem z ośrodka psychiatrycznego. Niepewnie otworzył szufladę i wyjął z niej widelec. Nabrał trochę ryżu i wsadził sobie do ust.

- To jest...to jest całkiem dobre.

Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem. Ucichłem jednak prawie natychmiast.
Nie mogę się śmiać, gdy moja Clary leży w śpiączce.
Szybko zjadłem resztę posiłku i wsadziłem talerz do zlewu. Poszedłem do pokoju. Tak dawno tu nie byłem. Ostatni raz razem z Clary...
Wziąłem szybki prysznic. Rzuciłem się na lóżko. Przed oczami wciąż miałem uśmiechniętą twarz Clary. Zrobię wszystko byle by tylko wróciła...
Nie byłem świadomy tego jak bardzo jestem zmęczony. Już po chwili spałem.






Oto kolejny rozdział!
Nie jest długi, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. :)
Przepraszam za wszystkie błędy.
Komentujcie!
Pozdrawiam!!!
PS. Proszę, jeśli macie czas zajrzyjcie na mojego drugiego bloga. Nie jest o DA. Prowadzę go wspólnie z koleżanką.
„Ciemno, tak tu ciemno...”

czwartek, 23 kwietnia 2015

Kolejne LBA!

Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam na te nominacje do LBA. Cztery z nich czekały na mnie od miesiąca. Dlatego też przepraszam...
Nie chcę, żebyście pomyśleli, że specjalnie je zignorowałam. Po prostu mówiłam sobie: „zrobię to dziś” przez kilka dni, a później zapomniałam.

Dziękuję Wam za te kolejne pięć nominacji! Jesteście kochani (ostatnio bardzo często używam tego słowa :o)! Dziękuję Veronice Hunter za dwie nominacje, Tysji, Paulinie Hunter i Shadow Hunter.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tego opóźnienia.


Pytania od Tysji:
1. Jaka jest najgorsza książka, jaką kiedykolwiek czytałaś/łeś?
Nie wiem dlaczego, ale nigdy nie polubiłam lektury „Ten obcy”... Wszyscy się nią zachwycali, ale mnie jakoś specjalnie nie porwała.
2. Jaki jest twój ulubiony owocek?
Arbuz :3
3. Co sądzisz o swoim blogu?
Nie jest może jakiś cudowny i idealny, ale da się go czytać (mam nadzieję c:).
4. Gdybyś mógł/mogła spowodować, że wydarzy się jedna wybrana przez Ciebie rzecz, to co by to było?
Specjalna zniżka w księgarniach dla moli książkowych.
5. Co uważasz za swoją największą wadę?
Łatwowierność.
6. A co za zaletę?
Wyrozumiałość.
7. Najbardziej wzruszający film?
„Oskar i Pani Róża” i „Zostań, jeśli kochasz”
8. Najbardziej trzymająca w napięciu książka?
„Ever” Alyson Noel
9. Wymarzone miejsce zamieszkania?
Na wsi.
10. Wolisz być półaniołem czy półdemonem?
Półaniołem.
11. Co jeszcze chcesz dodać?
Nie mam zielonego pojęcia. :)

 Pytania od Veroniki Hunter
1. Co robisz w wolnym czasie ?
Piszę, spotykam ze znajomymi i rodziną.
2. Dzień czy noc ?
Zdecydowanie noc.
3. Grasz na jakimś instrumencie ?
Na flecie xD
4. Czego obecne słuchasz ?
Birdy
5. Co byś zmienił/a w szkole ?
Brak W-F-u
6. Ulubiony fast food ?
Pizza *_*
7. Co wolisz KFC czy McDonald ?
KFC
8. Sklep w którym są ubrania po 25 zł i księgarnia w której wszystkie książki za 10 zł, gdzie idziesz ?
Księgarnia ❤
9. Herbata czy kawa ?
Herbata
10. Biały czy razowy chleb ?
Razowy.
11. Lubisz szkołę ?
Nie.

Pytania od Veroniki Hunter
1. Co cię skłoniło do pisania ?
Głowa, która pękała od nadmiaru pomysłów.
2. Dlaczego ta tematyka bloga ?
Kocham DA i CLACE <3
3. Jaki smak mają twoje ulubione lody ?
Czekoladowy.
4. Ile czasu najczęściej spędzasz w księgarni ?
Bardzo rzadko tam bywam, ale tak z 25 min.
5. Cichy wieczór z książką i herbatą czy nocka i ploteczki z koleżanką ?
Książka!
6. Jaka jest twoja zaleta i wada ?
Zaletą jest wyrozumiałość, a wadą to, że zbyt łatwo ufam ludziom.
7. Ulubione zwierzę (dzikie) ?
Lew.
8. Do jakiego kraju byś chciał/a pojechać ?
USA
9. Gdybyś dostał/a 50 000 zł i połowę musiał/a przeznaczyć na cel charytatywny to na co przeznaczyłbyś/abyś pieniądze ?
Zapewne na jakąś fundacje pomagającą chorym dzieciom.
10. Do jakiej postaci książkowej jesteś najbardziej podobny/a z charakteru ?
Chyba trochę do Kłapouchego :)
11. Pisanie to twoja pasja czy bardziej hobby ?
Czasem to, czasem to, ale chyba bardziej pasja.

Pytania od Pauliny Hunter:
1. Ulubiony kolor?
Błękitny
2. Ulubiona piosenka?
Birdy - „Skinny love”
3. Ulubiony film?
DA; Zostań, jeśli kochasz; IŚ; Kamienie na szaniec; Love, Rosie;
4. Jeżeli czytasz mojego bloga to co ci się w nim podoba, a co nie?
Podoba mi się to, że zawsze coś się tam dzieje.
5. Ulubione książki/ulubiona książka?
-DA
- Saga Księżycowa
- Ever
- Demony
- Zanim umrę
- Sekret Milly
- Kamienie na szaniec
- Mały Książę
6. Starszy brat czy młodsza siostra?
Młodsza siostra
7. Dlaczego ta tematyka bloga?
Kocham DA
8. Inspiracja twórcza?
Nie mam takiej jednej inspiracji. Inspiruję się wszystkim, zarówno jakąś piosenką czy filmem, jak i sytuacjami, które obserwuję każdego dnia.
9. Ulubiona pora roku?
Zima.
10. Rap, pop czy rock?
Głównie pop, ale lubię też takie połączenie rocka z popem.
11. Jaką rolę w twoim życiu odgrywa to, że masz bloga?
Bardziej uwierzyłam w siebie. Częściej się uśmiecham, zwykle jak czytam wasze komentarze :)

Pytania od Shadow Hunter:
1)Za co lubisz Dary Anioła?
Za to, że pokazują jak wielką siłę ma miłość.
2)Jaka książka oprócz D.A jest twoją ulubioną?
Ever, Saga Księżycowa, Zanim Umrę, Mały Książę      
3)Ulubiona książkowa postać?
Chyba Clary i Jace.                                    4)Ulubiona potrawa?
Chyba wszystko :)
5)Jesteś pesymistką/tą, optymistką/tą lub realistką/tą?
Znajomi twierdzą, że jestem pesymistką, ja jednak myślę, że jestem po prostu realistką.                                                      6)Masz zwierzaczka?
Tak.                                                               7)Masz rodzeństwo?
Tak.                                                               8)Masz inne pasje lub hobby ?
Lubię rysować.                                            9)Uprawiasz jakiś sport? Jak tak to jaki?
Nie.
10)Łatwo cię wnerwić?
Czasem.
11)Jakie typy książek lubisz najbardziej?
Fantasy.


Moje pytania:
1. Ulubiony cytat.
2. Ulubiony kwiat.
3. Idris, Narnia czy Hogwart?
4. Czy inspiracją w pisaniu bloga są też dla ciebie ludzie, których spotykasz na co dzień?
5. Jak najbardziej chciałabyś, żeby twój chłopak się do Ciebie zwracał?
6. Lubisz czytać książki?
7. Ulubiony gatunek filmu.
8. Opisz mój blog w 3 słowach.
9. Przy jakiej książce najbardziej się wzruszyłaś?
10. Najbardziej znienawidzona lektura.
11. Czy masz jakiś sposób na to, żeby więcej osób czytało książki?

Nominuję:
1. http://the-mortal-instruments-another-story.blogspot.com/?m=1
2. http://nocnilowcy.blogspot.com/?m=1
3. http://daryaniolacityofangels.blogspot.com/?m=1
4. http://jucy123.blogspot.com/?m=1
5. http://wszystkokiedysupada.blogspot.com/?m=1
6. http://bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com/
7. http://miasto-walki.blogspot.com/
8. http://nowe-zycie-clary-morgnstern.blogspot.com/?m=1


Jeszcze raz DZIEKUJĘ!! ❤❤❤
I przepraszam za to opóźnienie.
Kolejny rodział nie wiem kiedy. Może uda mi się w niedzielę, jeśli nie to spodziewajcie się go tak poniedziałek, wtorek. :)

PS. Niedawno założyłam bloga z koleżanką. Nie jest o DA. Na razie jest tam tylko prolog ( którego jestem autorką). Bardzo miło mi będzie jeśli w wolnym czasie wpadniecie i przeczytacie.
-------> say-someething. blogspot.com

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 10. Proszę cię, wróć.

~Clary~

Minęły już dwa tygodnie od czasu imprezy u Magnusa. I od czasu, kiedy otrzymałam wiadomość od mojego ojca. Wciąż nie mogę uwierzyć, że on żyje. Czy to możliwe żeby kilkanaście osób się pomyliło? Raczej nie.
Siedziałam na łóżku w moim pokoju. Na moich kolanach spoczywał szkicownik, a w ręce trzymałam ołówek. Pozwoliłam żeby moja ręka swobonie wędrowała po kartce. Myślami byłam gdzie indziej. Wsłuchiwałam się w dzwięk ołówka „tańczącego” po kartce. Tu kreska, tu zawijas... Spojrzałam w dół. Z kartki uśmiechała się twarz... Valentine`a. Wiedziałam jak wygląda, bo w podręczniku do historii Nefilim jest jego zdjęcie. To może się wydawać trochę dziwne. W końcu to mój ojciec i powinnam mieć chociaż jedno jego zdjęcie, ale mama wszystkie rzeczy, zdjęcia i dokumenty spaliła. Doskonale pamiętałam jego twarz.
Czarne jak atrament oczy przenikały mnie wnikliwie swoim spojrzeniem. Na jego ustach błąkał się złośliwy uśmiech, uwydatniając ostre rysy podbródka, które po nim odziedziczyłam.
Ze złością wyrwałam kartkę i zgniotłam ją w kulkę. Rzuciłam nią w stronę kosza. Szlag! Nie trafiłam. Później to podniosę.
Odłożyłam szkicownik. Zaczęłam pocierać skronie, żeby choć trochę zmiejszyć ból głowy, z którym borykałam się od rana. Nie wiele pomogło. Dalej odczuwałam pulsujący, tępy ból z boku głowy.
Wstałam z łóżka. Może Hodge coś ma? Głupie pytanie... Hodge na pewno coś ma! Ruszyłam w stronę gabinetu profesora. Delikatnie zapukałam do drzwi. Otworzyłam kiedy usłyszałam ciche: „proszę”.
Weszłam do okrągłego gabinetu. Każdą możliwą przestrzeń zajmowały książki. Stosy książek stojących pod ścianą. Rzędy półek po brzegi wypełnionych ciekawą lekturą. Hodge siedział za biurkiem. Na jego lewym ramieniu siedział Hugo.

- Panie profesorze czy miałby pan może coś na ból głowy? - zapytałam.
- Mam. Poczekaj chwilę to ci przyniosę - powiedział i zniknął w pomieszczeniu, w którym trzymał wszystkie lekarstwa.

Wrócił chwilę później ściskając w dłoni malutką sakiewkę. Wręczył mi ją i powiedział:

- Proszę. Zaparz je i od razu wypij.
- Dziękuję. Do widzenia! - pożegnałam się i wyszłam z gabinetu.

Teraz skierowałam się w stronę kuchni. Dobiegały z niej śmiechy Jema i Isabelle. No tak. Odkąd są parą to Jem nie odstępuję ani na krok Izzy, a Izzy nie odstępuje Jema. Jace z początku nabijał się z nich, ale później przestał.
Jace... Nie widziałam go od wczorajszego wieczoru w oranżerii, która od czasu imprezy u Magnusa stała się naszym ulubionym miejscem spotkań. Pewnie ma trening. Weszłam do kuchni. Isabelle siedziała na kolanach u Jema. Uśmiechnęli się gdy mnie zobaczyli.

- Hej - powiedzieli jednocześnie.
- Hej - odpowiedziałam.

Wyjęłam z szafki kubek i postawiłam czajnik na gazie. Otworzyłam sakiewkę i wysypałam tajemnicze zioła do kubka.

- Dobrze się czujesz? - zapytała Isabell.
- Nie - odpowiedziałam szczerze.

Usiadłam przy stole na przeciwko zakochanych. Isabelle patrzyłam na mnie bacznym spojrzeniem. Oparłam głowę o chłodny blat stołu w nadziei, że to choć odrobinę złagodzi ból.

- Clary? - Iz delikatnie dotchnęła mojego ramienia.
- Nic mi nie jest tylko trochę mnie głowa boli.
- Chyba trochę bardziej niż trochę. Jesteś biała jak ściana.

Rozległ się gwizd czajnika. Podniosłam się powoli i zalałam wrzątkiem zioła. Drżącymi dłońmi podniosłam kubek i wróciłam na swoje miejsce przy stole. Zadrżałam z zimna. Mocniej zacisnęłam dłoni na kubku, aby choć trochę się ogrzać. Upiłam łyk gorącego napoju. Smakował jak zielona herbata. Wzięłam kolejny łyk. Czułam na sobie baczne spojrzenie.

- Isabelle! Przestań się tak na mnie gapić! To krępujące! - ofuknęłam szatynkę.
- Po prostu się martwię - odpowiedziała urażonym tonem.
- Przepraszam. Po prostu nie wiem co się ze mną dzieje.
- Może w ciąży jesteś - stwierdził rozbawiony Jem.
- Bardzo śmieszne... - mruknęłam.

Wypiłam resztę napoju. Umyłam kubek, wytarłam i odstawiłam do szafki. Oparłam dłonie o blat. Strasznie kręciło mi się w głowie.

- Clary! - usłyszałam głos Isabelle. - Wszystko okej? Dobrze się czujesz?

Ból znów powrócił. Tym razem z podwójną siłą. Syknęłam. Nogi się pode mną ugieły. Przed upadkiem uchroniły mnie tylko silne ramiona Jema. Podniósł mnie i posadził mnie na krześle.
Czułam jakby moja głowa eksplodowała.
~Isabelle~

Jem posadził Clary na krześle. Była blada i spocona. Przyłożyłam dłoń do jej czoła. Było bardzo rozpalona. Przyniosłam ręcznik i namoczyłam go w zimnej wodzie. Położyłam okład na czole przyjaciółki. Clary delikatnie uniosła się na łokciach i podniosła.

- Leż! - powiedziałam.
- Już lepiej - powiedziała i usiadła.

Kompres zsunął się z jej czoła. Pośpiesznie poprawiłam go. Clary oparła głowę o wezgłowie i głęboko odetchnęła. Kolory lekko powróciły na jej twarz.
Usłyszeliśmy głośne śmiechy. Do salonu wbiegli roześmiani od ucha do ucha Jace i Sally. Blondynka pochylała się ku Jace`owi i szeptała mu coś do ucha. Coś co mu powiedziała wywołało u niego niemały śmiech.

- Co tu tak cicho jakby ktoś umarł? - zapytał Jace.
- Było blisko - mruknęłam. - Gdzie byliście?

Jace dopiero spojrzał na Clary. Lekko zmarszczył brwi.

- Clary, coś się stało?
- Nie skądże - powiedziałam sarkastycznie. - Dobrze się bawiliście?
- Byliśmy tylko na małym polowaniu w parku.

Jace klęknął przy Clary. Złapał ją za rękę. Ona jednak wyszarpnęła ją z jego uścisku.

- Zostaw mnie! - krzyknęła, zerwała się z kanapy i wybiegła z pokoju.
- Clary! - zawołałam za nią, ale bez skutku. - Brawo idioto - zwróciłam się do Jace`a.
- O co ci chodzi?
- O to, że w czasie kiedy ty w najlepsze zabawiałeś się z Sally, Clary omal nie zemdlała!
- Co?
- To co słyszałeś. Najpierw strasznie bolała ją głowa, a później prawie zemdlała i dostała wysokiej gorączki.

Blondyn wyglądał na wstrząśniętego moimi słowami. Nie powiem, sprawiało mi to satysfakcję.
Och, pieprzyć Herondale`a! Teraz najważniejsza jest Clary. Wstałam i ruszyłam do jej pokoju.
Delikatnie zapukałam. Nic. Cisza. Po cichu otworzyłam drzwi. Rozglądnęłam się po pokoju. Ani śladu Clary. Podeszłam do drzwi prowadzących do łazienki. Złapałam za klamkę i nacisnęłam. Zamknięte. Szarpnęłam mocniej, ale i to nic nie dało. Zaczęłam dobijać się do drzwi.

- Clary! Clary!

Nic. Wyciągnęłam stelę i narysowałam na drzwiach runę otwarcia. Zamek kliknął, dając mi jasno do zrozumienia, że jest otwarty.
Szybko otworzyłam drzwi. Clary leżała nieruchomo na zimnej posadce w łazience. Podbiegłam do przyjaciółki.

- Clary! Do cholery jasnej otwórz te oczy! - krzyczałam, szarpiąc ją za ramię. - Jem!!!

Jem w mgnieniu oka wbiegł do pokoju. A za nim Jace. Podbiegli do nas. Jace złapał rękę Clary.

- Iz co się stało? - zapytał Jem.
- Ja.. ja... Nie wiem. Jak przyszłam to ona tak leżała.
- Cholera. Nie powinniśmy jej pozwolić pójść samej do pokoju.
- Puls jest - powiedział Jace. - Zawołajcie Hodge`a, a ja pójdę zanieść ją do szkrzydła szpitalnego. Pośpieszcie się!

Jem kiwnął głową. Pobiegliśmy w stronę gabinetu Hodge`a. Zaczęłam walić pięściami w drzwi. Już miałam uderzyć kolejny raz, gdy Jem złapał moją rękę i opuścił. Pokręcił przecząco głową. Westchnęłam zniecierpliwiona. Drzwi otworzyły się.

- Co się stał... - zaczął profesor.
- Szybko. Clary. Źle z nią - wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
- Gdzie ona jest?
- W skrzydle. Szybko!

Znów biegliśmy. Tyle, że tym razem w stronę szkrzydła szpitalnego. Jace czekał przy Clary trzymając ją za rękę. Było mi teraz głupio, że tak na niego naskoczyłam.
Hodge podbiegł do Clary. Zbadał jej puls, przyłożył dłoń do czoła. Wybiegł z pomieszczenia. Wrócił po chwili trzymając w rękach kilka fiolek. Wziął pierwszą z nich i wlał do ust Clary. Wlał jeszcze kilka innych.

- Co z nią będzie? - pytał zatroskany Jace.
- Ja nie wiem. Gorączka spadła - musnął czoło rudowłosej. - Po podaniu tych lekarstw powinna się obudzić.
- Więc dlaczego się nie budzi?!
- Nie umiem na to odpowiedzieć. Przykro mi...
- Ale czy ona jeszcze kiedykolwiek się obudzi? - wtrąciłam.
- Śpiączkę najczęściej wywołują mikstury, zaklecia lub klątwy.
- Klątwy?
- Chyba nie myślisz, że to... - zaczął Jem.
- Właśnie, że myślę. To musi być on. Valentine...
- Jeśli to rzeczywiście klątwa, to zdjąć ją może tylko ten co ją rzucił. Ale to tylko spekulacje. Wezwę czarownika. Może jemu coś uda się znaleźć - rzekł i opuścił pomieszczenie.
- Pieprzony psychol! - krzyknął Jace i walnął pięścią w ścianę. - Gdybym był przy niej to nic by się nie stało - już brał kolejny zamach by znów uderzyć w ścianę.
- Ej! - krzyknęłam w ostatniej chwili zatrzymując jego rękę. - Nawet gdybyś tu był nic byś nie zmienił - powiedziałam i mocno go przytuliłam. - Chodź Jem. Zostawmy ich samych - zwróciłam się do bruneta i razem wyszliśmy ze szkrzydła.

~Jace~

Ręka cholernie mnie bolała. Zasłużyłem na to. Jestem takim cholernym idiotą. Dlaczego z nią nie zostałem? Zwłaszcza po tym jak obiecałem, że nie pozwolę jej skrzywdzić. Ona mi tego nie wybaczy. Ująłem delikatnie jej dłoń jakby była z najbardziej kruchej porcelany.

- Tak strasznie cię przepraszam - wyszeptałem drżącym głosem. - Nigdy nie powinienem cię zostawić. Powinienem być przy tobie, zwłaszcza, że ci to obiecałem. Zdaję sobie sprawę, że mi nie wybaczysz, ale... - głos mi się załamał i pozwoliłem łzom swobodnie spływać po policzkach - proszę cię w-wróć. Jesteś silna i możesz z nim wygrać. Wróć... - wyszeptałem.

Przytuliłem policzek do wierzchu jej dłoni. Moje łzy powoli skapywały po moich policzkach, jej dłoni aż w końcu wsiąkały w pościel.
Obserwowałem to zjawisko.
Identycznie jest z ludźmi. Żyjemy, jesteśmy aż w końcu nadchodzi czas i wsiąkamy, jak te łzy w materac i nie zostaje po nas nawet ślad.

- Proszę cię, wróć - wyszeptałem w przestrzeń.




Wiem, że mnie nienawidzicie... Macie do tego zupełne prawo. Ja sama siebie nienawidzę.
Rozdział mam nadzieję, że nie jest nudny... :)))
Ehh... Następny będzie w przyszłym tygodniu (postaram się!).
Dziękuję Wam z całego serca za ponad 6 tysięcy wyświetleń. ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Nawet nie marzyłam o takiej liczbie.... JESTEŚCIE NIESAMOWICI!!!!!
Pozdrawiam Was gorąco!


środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 9. Gorzej ci?!

~Jace~

Podążyliśmy za Magnusem i stłoczyliśmy się w dużym, jasnym przedpokoju. Gospodarz wskazał nam wieszak, zdjęliśmy kurtki. Magnus ruszył dalej w głąb mieszkania. Wszyscy byliśmy tu pierwszy raz. No może z wyjątkiem Aleca. Salon był ogromny i całkowicie pozbawiony mebli. Część pomieszczenia była odgrodzona parawanami. W głębi znajdował się długi bar przy, którym siedziało kilka fearie, dwa wilkołaki i wampir.

- Magnusie co znajduje się za tymi parawanami? - zapytałem gospodarza.
- Coś w rodzaju sypialni. Oczywiście dźwiękoszczelnych - uśmiechnął się.
- Z jakiej okazji to przyjęcie? - zapytała Clary.
- Imienin Prezesa Miau.
- O! A gdzie solenizant?
- Uciekł - odparł z powagą Bane.
- Bawimy się czy będziecie tak stali i gadali?! - zapytał zniecierpliwiony Will.
- Idziemy - mruknąłem.
- Miłej zabawy! - krzyknął za nami Magnus.

Złapałem Clary za rękę i pociągnąłem w stronę parkietu. Wcisnęliśmy się między innych tańczących. Objąłem Clary w talii, ona objęła moją szyję, a głowę oparła o mój obojczyk i delikatnie kołysaliśmy się mimo, że muzyka była szybka. Przyciągnąłem ją bliżej siebie.

~Isabelle~

Stałam przy barze pijąc kolejnego drinka. Trzeciego? Czwartego? Dziesiątego? Nie wiem. Wszyscy pozostali już się bawili. Westchnęłam ciężko.

- Może postawić ci drinka? - usłyszałam głos.

Obejrzałam się. Z mojej lewej strony stał mężczyzna. Wysoki, umięśniony z czarnymi oczyma. Jego włosy przypominały barwą czarny atrament.

- Nie dzięki - odpowiedziałam grzecznie. - Dlaczego taka ładna dziewczyna jest sama?
- Tak wyszło.

Szatyn rozejrzał się po sali. Zauważyłam w pewnej chwili, że jego oczy rozbłysły.

- Znasz ich? - zapytał.

Powiodłam spojrzeniem we wskazanym kierunku. Uświadomiłam sobie, że on wskazuje na Clary i Jace`a.

- Tak. To moi przyjaciele.
- Ta Ruda jest niezła. Dasz jej numer?
- Ona chodzi z tym blondynem, z którym tańczy.
- Wystarczy, że mnie zobaczy i już o nim zapomni.
- Wątpię. Znają się od trzech tygodni, a uczucie, które ich łączy jest bardzo silne. Nie znam pary, która kochała by się w sobie równie mocno.

Dlaczego ja mu do cholery to mówię?!

- Może dam radę.
- Nie radzę. Jace jest najlepszym Nocnym Łowcą w Nowym Jorku. Potrafiłby cię zabić wykałaczką i gumką recepturką.

Moje słowa chyba zniechęciły natrętnego adoratora, bo z niechęcią powlekł się w stronę fearie stojącej z boku. Wróciłam do sączenia mojego napoju.

~Clary~

Tańczyliśmy już chyba dwie godziny. Zaczynały mnie już boleć nogi od tych cholernych butów.

- Jace! Chodźmy się napić! - krzyczałam próbując przekrzyczeć głośną muzykę.
- Okej!

Zaczęliśmy przeciskać się przez tłum. Zauważyłam, że obok Isabelle są dwa wolne miejsca przy barze. Pokazałam Jace`owi gdzie ma iść. Zajęliśmy miejsca. Dopiero zauważyłam, że głową Isabelle spoczywa na blacie. Spała jak zabita. Raczej jak upita. Nie mogłam się nie roześmiać. Och Izzy!
 Do baru podszedł Jem. Spojrzał pytającym wzrokiem na Iz i uśmiechnął się.

- Widziałem, że nie bardzo przejmujecie się typem muzyki, do której tańczycie - zwrócił się do nas Jem.
- Co masz na myśli? - zapytał Jace.
- Leci głośna, szybka, taneczna muzyka aż się człowiek rwie żeby poskakać, a wy powoli kołyszecie się. To nie jest normalne. Ta miłość przewróciła wam w głowie.

Pokazałam mu język i uśmiechnęłam się do mojego Jace`a. Przysunął mnie delikatnie do siebie i pocałował. Jem udawał, że wymiotuje. Roześmialiśmy się, a nasz przyjaciel poszedł sobie wyraźnie zdegustowany naszym towarzystwem.

- Odstraszamy od siebie naszych przyjaciół.
- Ty mi wystarczysz - odrzekł Jace.

Ruszyliśmy z powrotem na parkiet. Nagle tuż pod nami podłoga załamała się. Nie runęliśmy w dół tylko dlatego, że Jace zdążył nas odepchnąć. Szybko podnieśliśmy się z podłogi. Z wielkiej dziury wyłonił się demon. Wyglądem przypominał trochę psa. Ale tylko trochę. Miał dwie głowy, brzuch pokrywały mu rzędy przyssawek, a jego łapy były długie i zakończone wielkimi kolcami. Rozglądał się po sali.

- Gdzie dziewczyna? Pan chce dziewczynę. Oddajcie ją, a nic wam się nie stanie - syczał.

Jaką dziewczynę?! Jaki pan?! O co tu do cholery chodzi?

- O jaką dziewczynę ci chodzi? - zapytał Magnus.
- Pan chce dziewczynę. Cała rodzina będzie w komplecie.
- Jaki pan? Na czyj rozkaz tu jesteś?
- Oddajcie dziewczynę - mówił wciąż rozglądając się po sali. - Pan nic wam nie zrobi.
- Na czyj rozkaz tu jesteś? - powtórzył Magnus głośniej.
- Wysłał mnie największy z Nocnych Łowców... - wstrzymałam oddech. - Wysłał mnie Valentine Morgenstern. Przyszedłem po jego córkę. Przyszedłem po Clarissę.

Byłam przekonana, że wszyscy patrzą na mnie. Zamarłam. Ale mój ojciec nie żyje. Został ZAMORDOWANY. To niemożliwe...

- Przekaż panu Valentine`owi, że nie dostanie Clarissy - usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Jace.
- Dajcie ją, a nikomu nic się nie stanie - wysyczał demon.
- Nigdy!
- Oddajcie mu ją! - krzyknął ktoś z tłumu.

Nie mogłam się ruszyć. Poczułam jak ktoś wysuwa mi coś zimnego i twardego w dłoń. Sztylet. Spojrzałam na Jace`a. Kiwnął prawie niezauważalnie głową. Ruszyłam w stronę demona.

- Dobrze. Jeśli przysięgniesz, że nikomu nie zrobisz krzywdy - mówiłam wciąż zaciskając za plecami sztylet.
- Przysięgam.
- Przysięgnij na Lucyfera!
- Przysięgam na Lucyfera, że jeśli że mną pójdziesz nikomu nic się nie stanie. - Clary nie!!! - krzyczała Isabelle próbując wyrwać się Jemowi, który ją przytrzymywał.

Podeszłam do demona. Cuchnęło od niego. Powstrzymywałam odruch wymiotny. Stanęłam naprzeciwko niego. Wykrzywił usta.

- Wyglądasz jak Jocelyn. Twój ojciec chce cię poznać.
- Taak? - zapytałam. - To przekaż mu, że jeszcze poczeka! - krzyknęłam i wbiłam sztylet w miejsce gdzie powinno znajdować się serce.

Demon opadł na podłogę. Jego ciało zaczęło dygotać. Potwór trząsł się w konwulsjach, a jego ciało zaczęło się kurczyć i zapadać w sobie. Po chwili całkowicie zniknął. Opadłam na kolana. W miejscu gdzie przed chwilą stał została kupka popiołu. Zauważyłam, że wystaje z niej coś białego. Delikatnie rozgarnęłam popiół i zobaczyłam karteczkę. Drżącymi dłońmi podniosłam ją i starałam się odczytać napis. Pajęczym pismem było tam napisane:

" To jeszcze nie koniec moja córko."
                       

~Jace~

Clary opadła na kolana. Podbiegłem do niej i mocno przytuliłem. W dłoni trzymała jakąś karteczkę. Wtuliłem twarz w jej włosy. Delikatnie wziąłem od niej kartkę. Po przeczytaniu tych słów zamarłem. Poczułem jak Clary drży. Uświadomiłem sobie, że ona płacze.

- Ciii... - szeptałem trzymając ją w ramionach. - Nie pozwolę cię skrzywdzić. Będę cię chronił nawet ceną własnego życia.

                            ****

Siedzieliśmy wszyscy w salonie Instytutu. Prawie wszyscy. Nie było z nami Clary. Jak tylko przekroczyliśmy próg Instytutu opuściła nas tłumacząc, że jest zmęczona i idzie spać. Nie wierzyłem w to. Spojrzałem na innych. Alec patrzył w ogień płonący w kominku, Jem przytulał wciąż wstrząśniętą Izzy, Will patrzył przed siebie, a James i Sally nachylali się do siebie szepcząc.

- Musimy coś zrobić - przerwał ciszę Alec.
- Tylko co? - zapytałem.
- Nie wiem. Nie możemy pozwolić żeby Clary się coś stało.
- Może teraz będziemy jej pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę? - zapytała zirytowana Sally.
- Oh, zamknij się Sally! - powiedział Will. - Tylko co możemy zrobić? Clary nie będzie chciała żebyśmy jej pilnowali.
- Będzie udawać, że da radę sama - wtrąciłem. - Ja idę do niej. Nie może być teraz sama - powiedziałam i podniosłem się z fotela, na którym siedziałem.

W kilku susach pokonałem odległość do pokoju mojej ukochanej. Delikatnie zapukałem. Nic. Cisza. Otworzyłem drzwi. Nie ma jej tu. Gdzie ona może być? Myśl Herondale, myśl. Wiem! Oranżeria. Tam na pewno jest.
Miałem rację. Była tam. Siedziała skulona na ławce. Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem. Złapałem jej dłoń i lekko ścisnąłem swoją. Jej dłoń była lodowata. Przytuliłem ją do siebie mocno, pocierając dłońmi jej ramiona, aby ją rozgrzać.

- Oszalałaś?! Jesteś cała lodowata.
- Powinnam była pójść z tym demonem - szepnęła ledwo słyszalnie.
- Co ty mówisz?!
- Wtedy byli byście wszyscy bezpieczni. Wiem, że ojciec wróci po mnie. Może to zrobić w każdej chwili. Ja nie chcę was narażać.
- Kotku nikogo nie narażasz. Pamiętaj, że jesteśmy stworzeni do walki z demonami, to nasze przeznaczenie - zabijać - powiedziałem i pocałowałem ją w czoło. - A teraz chodź idziemy coś zjeść.
- Nie je...
- Nie ma żadnego "nie jestem głodna". Idziemy! - powiedziałem, a Clary mruknęła coś pod nosem. - Też cię kocham - odpowiedziałem i pocałowałem ją w policzek. - A teraz goń mnie!

Rzuciłem się do ucieczki. Zanim zniknąłem na zakręcie usłyszałem jeszcze jej anielski śmiech. W biegu pokonałem pierwsze schody. Odwróciłem się. Clary nie było widać. Postanowiłem sobie odpuścić i resztę trasy pokonałem spokojnym krokiem. Dotarłem pod jadalnię, ale tam już stała... Clary? Jak ona tu? Skąd? Przecież ona nie biegła. Spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się triumfalnie.

- Zaskoczony? - zapytała.
- Nie rozumiem jak ty się tu znalazłaś. Nie biegłaś za mną.
- Nie biegłam.
- Więc?
- Więc otworzyłam portal.
- Portal? Jak? - zapytałem zaskoczony.
- No dzięki runie. Patrz.

Powiedziała i wyjęła z wewnętrznej kieszeni stelę. Narysowała na ścianie runę. Najpierw pojawiło się małe światło, które wciąż się powiększało. Po chwili było wielkości drzwi. Clary uśmiechnęła się.

- Wow - wydukałem.
- Wiem. Idziemy? - wskazała na drzwi.
- Idziemy - powiedziałem i otworzyłem drzwi od jadalni przepuszczając ją przodem.


~Clary~

Jace przepuścił mnie w drzwiach. Zajęliśmy nasze miejsca przy stole. Isabelle uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam jej uśmiech. Nałożyłam sobie na talerz sałatkę i wzięłam się do jedzenia. Przy stole panowała cisza. Przerwał ją dopiero Hodge.

- Może opowiecie mi dokładniej co się wydarzyło? - zapytał.

Westchnęłam i opowiedziałam mu dokładnie o wydarzeniach z poprzedniego wieczoru i o podejrzeniach mojej mamy co do mojej i Jace`a krwi.

- Nie wiedziałem, że sprawa jest tak poważna. Myślę Clary, że nie powinnaś sama nigdzie wychodzić - rzekł profesor poważnym tonem. - Jeśli chciałabyś gdzieś się udać poproś kogoś żeby ci towarzyszył.
- Dobrze panie profesorze - odpowiedziałam.

Czyli już nigdzie nie wyjdę sama? Super. Reszta kolacji upłynęła w milczeniu.

                         ****

Siedziałam na kanapie w salonie z Jace`em. Znaczy to on siedział, a ja leżałam z głową opartą o jego ramię. Blondyn głaskał moje włosy. Spojrzałam na kanapę, którą zajmowali Isabelle z Jemem. Rzucali sobie ukradkowe spojrzenia. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Szturchnęłam Jace`a i wskazałam głową na zakochaną parę. Mój Anioł uśmiechnął się przebiegle. Podniósł się gwałtownie starząsając moją głowę ze swoich ramion.

- Ej! - krzyknęłam.
- Przepraszam.

Jace usiadł na oparciu kanapy, na której siedzieli Jem z Izzy. Zsunął się i wepchnął na miejsce Jema. Brunet poleciał na Isabelle.

- Przepraszam - powiedział pośpiesznie i usiadł prosto. - Gorzej ci?! - krzyknął do wyraźnie zadowolonego Jace`a.
- A czy jemu kiedykolwiek było lepiej? - wtrąciłam.

Wszyscy z wyjątkiem Jace`a roześmiali się. Blondyn zrobił urażoną minę. Podniosłam się, usiadłam mu na kolana i pocałowałam go.

- Oj nie obrażaj się!
- Uraziłaś mnie.
- Przepraszam.
- Wybaczam.
- Jesteście niemożliwi! Chodź Iz idziemy stąd! - krzyknął Jem.

Opuścili salon trzymając się za ręce. Ja i Jace wybuchnęliśmy śmiechem.




Mam nadzieję, że rozdział się podoba. :)))
Piszcie co wam się podoba, a co byści zmienili w moim opowiadaniu.
KOMENTUJCIE!!!!