wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 20. Dlaczego tak bardzo jej pragniesz?

~Jace~

Weszliśmy za moją mamą do dużej jadalni. Ani na sekundę nie puściłem dłoni Clary. Na środku stał duży, masywny stół. Nakryty był dla czterech osób. Można rzec, że stół wręcz uginał się od ilości potraw. U jego szczytu siedział tata. Uśmiechnął się na nasz widok. Wstał i powoli podszedł do mnie.

- Kogo to moje stare oczy widzą? - roześmiał się i uścisnął mnie. - Synu, to skandal żebym częściej spotykał swoją teściową niż syna - mama pacnęła go w ramię. - No co? - odwrócił się w jej stronę.

Mama pokręciła głową z politowaniem. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Spojrzałem na Clary. Ona również się szeroko uśmiechała.
Tata przeniósł wzrok na nią.

- Bardzo miło mi cię poznać Clary - wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Mi również - powiedziała i uścisnęła ją. - Siadajcie! - krzyknęła mama.

Podczas kolacji nikt się nie odzywał. Słychać było jedynie szczęk sztućców uderzanych o siebie. Kątem oka spojrzałem na Clary. Rozglądała się dookoła, jakby chciała zapamiętać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół tej jadalni. Kiedy napotkała mój wzrok uśmiechnęła się.

- Jace, pokażesz Clary pokój, w którym będzie spała? - zwróciła się do mnie, a ją kiwnąłem głową. Podnieśliśmy się z miejsc. - Och, Jace, jutro wychodzimy na ostatnią w ciągu tego tygodnia, mam nadzieję, naradę - powiedziała jeszcze.
- Dobrze. Dobranoc - rzuciłem.
- Dobranoc - powiedziała Clarissa. - Miło było państwo poznać - dodała jeszcze.
- Nam również miło było cię w końcu poznać - powiedziała mama. - Dobranoc.

Złapałem dłoń Clary i wyszliśmy z jadalni. Czułem na sobie spojrzenia rodziców. Pociągnąłem ją w stronę sypialni. Zatrzymaliśmy się przed właściwą sypialnią. Oparłem się plecami o framugę.

- To twoja sypialnia - powiedziałem trącając jej policzek nosem.
- Zrobisz coś dla mnie? - zapytała obejmując mnie za szyję.
- Na przykład? - nachyliłem się do niej.
- Zostaniesz ze mną? - wyszeptała.
- Zostanę, żebyś nie miała koszmarów - pocałowałem ją delikatnie w usta.
- Tylko dlatego?
- No nie wiem... Może żebyś jeszcze miała kogo podziwiać... - walnęła mnie w ramię, cóż, trochę mocno - i do kogoś się przytulić.
- Idziemy? Trochę zmęczona jestem- powiedziała ziewając.

Weszliśmy do pokoju. Ściągnęliśmy buty i położyliśmy się na podwójnym łóżku. Otuliłem nasz dokładnie kołdrą. Przytuliłem się do jej pleców, jedną rękę wkładając jej pod głowę.

- Dobranoc - szepnąłem.
- Dobranoc.

****

Obudziło mnie poranne słońce. Clary już nie spała. Patrzyła na mnie z uśmiechem na ustach. Nachyliłem się i pocałowałem ją.

- Dobrze się spało? - zapytałem.
- Wspaniale.

Znów nachyliłem się w jej stronę, ale wtedy rozległo się pukanie. Spojrzałem na nią przerażony.

- To pewnie moja mama - szepnąłem.
- Schowaj się w łazience.

Powoli zszedłem z łóżka i wszedłem do łazienki. Clary wstała z łóżka i otworzyła drzwi.

- Dzień dobry.
- Dzień dobry, Clary. Za dziesięć minut będzie śniadanie - usłyszałem głoś mamy.
- Dobrze, dziękuję. Zaraz zejdę.
- Jace, możesz wyjść z łazienki - krzyknęła mama.

Skąd ona wiedziała?Wyszedłem z łazienki. Spojrzałem na Clary, która spuściła wzrok i przygryzła wargę żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- Ty także zejdź na śniadanie.
- Ja... Eee... Tak, zejdę - zacząłem się jąkać.

Mama uśmiechnęła się i wyszła. Clary schowała twarz w dłoniach i westchnęła śmiechem.

- Na Anioła, nie chcę myśleć co twoja mama sobie o nas pomyślała.
- Idę wziąć prysznic - powiedziałem.
- Nie! Ją idę pierwsza! - krzyknęła i nim zdążyłem się ruszyć wbiegła do łazienki.
Pobiegłem za nią. Złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie.

- Nie ładnie jest tak się wpychać - powiedziałem jej do ucha.

Podniosłem ją i zacząłem iść w stronę prysznica.

- Jace, nie! Nie! Co ty robisz! - próbowała się wyrwać.
- Chciałaś wziąć prysznic. Ja ci to tylko ułatwię.
- Nie, proszę. Puszczę cię pierwszego.
- Nie, nalegam - uśmiechnąłem się złośliwie.

Wszedłem pod prysznic z Clary. Trzymałem ją jedną ręką, a drugą odkręciłem kurek z wodą. Strumień chłodnej wody uderzył w nas. Clary pisnęła. Próbowała się jakoś uchronić przed wodą, ale nie do końca to jej się udawało.
W końcu wyślizgnęła się z mojego uścisku i zakręciła wodę.

- Nienawidzę cię - mruknęła.


~Clary~

Nie odzywałam się do Jace`a od czasu mojego przymusowego prysznica. Było mi z tym źle, ale zasłużył na to. Podczas śniadania starałam się na niego nie patrzeć i ignorować go. Jego mama chyba wyczuła panujące między nami napięcie.

- Może pójdziecie z nami na naradę? - zapytała. - Lightwoodowie też tam będą.

Jace wzruszył ramionami.

- Czemu nie. Możemy iść - uśmiechnęłam się do blondynki.
- Wspaniale! Narada zaczyna się za godzinę.

Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy. Państwo Herondale szli na przedzie. My z Jace`em tuż za nimi.
Sala Anioła wywarła na mnie takie samo wrażenie jak poprzednio. Rozglądałam się za Isabelle.

- Clary! - ktoś zawołał mnie.

Spojrzałam w tamtą stronę.

- Isabelle - odetchnęłam z ulgą.

Zaczęłam przeciskać się przez tłum w stronę przyjaciółki. Chyba pierwszy raz dziękowałam Niebiosom za swój niski wzrost.
Wpadłam w objęcia przyjaciółki.

- A gdzie Jace? - zapytała.

Musiałaś, Iz? Spuściłam wzrok i przygryzłam wargę.

- Clary, co się dzieje?
- A czy coś musi dziać?
- Clary proszę cię! Odkąd jesteście razem nie odstępujecie się na krok i obściskujecie. A teraz on jest gdzieś tam, a ty tu. Co jest?
- To ja się na niego obraziłam.
- O co znowu?
- Ten idiota wsadził mnie pod prysznic.

Reakcja Isabelle zeskoczyła mnie. Szatynka aż zanosiła się od śmiechu.

- Isabelle!
- Serio Clary, serio?
- Mogłam ci nic nie mówić - mruknęłam.
- Przepraszam - otarła łzy z kącików oczu. - Zamierzasz się obrażać na kogoś kogo kochasz najbardziej na świecie o jakiś durny prysznic?

Spojrzałam na Jace`a. Wyglądał na lekko przybitego i nie zwracał uwagi, na to co mówi do niego Alec. Tak bardzo chciałam do niego podejść.
Obróciłam się i zaczęłam iść w stronę blondyna. Dotarł do mnie jeszcze głos Iz :

- No nareszcie postępujesz rozsądnie.

Podeszłam do blondyna.

- Cześć Clary - powiedział Alec.
- Cześć Alec. Mógłbyś nas na chwilę zostawić?
- Jasne. Już idę.
- Możemy pogadać? - zapytałam Jace`a, kiedy Alec odszedł.

Blondyn kiwnął głową. Odeszliśmy trochę na bok, aby mieć chociaż złudzenie prywatności. Wiedziałam jednak, że jesteśmy bacznie obserwowani przez naszych przyjaciół.

- Clary ja... - zaczął.
- Och, zamknij się - mruknęłam i zamknęłam jego usta pocałunkiem.

Poczułam, że się uśmiecha.

- Ta godzina była najgorszą godziną mojego życia - powiedział.

Przytuliłam się do niego.

- Mam nadzieję, że się już nie powtórzy.
- Jestem pewien - pocałował mnie w czubek głowy.
- Proszę już o ciszę! - rozległ się głos pani Konsul.

Między Nefilim zapanowała cisza. Wszystkie oczy skierowały się ku pani Konsul. Jia Penhallow była wysoką, szczupłą kobietą o siwych włosach.

- Spotykamy się na kolejnej naradzie dotyczącej Valentine`a Morgensterna - kontynuowała Jia. - Na ostatniej...
- To żałosne - dobiegł nas głos z kąta sali.

Spojrzeliśmy w stronę, z której dobiegł głos. Oparty o kolumnę stał...

- Valentine - warknęła Konsul.
- Gratuluję spostrzegawczości.

Valentine stanął koło Jii. Wszyscy byli zszokowani, ale nie ja. Po Valentine`a, który lubi być w centrum uwagi można się wszystkiego spodziewać.

- Czego chcesz?
- Chcę pewnej osoby - rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Szedł w kierunku środka sali. - Jeśli ją dostanę zostawię was w spokoju i nigdy więcej mnie nie zobaczycie - Zaczął chodzić w kółko. - Chcę swojej córki - Podszedł do mnie. - Dajcie mi Clarissę, a nikomu nic się nie stanie.

Znieruchomiałam. Jace stanął przede mną, zasłaniając mnie własnym ciałem.

- Myślisz, że ją przede mną ochronisz? - roześmiał się mrożącym krew w żyłach śmiechem. - Jaka jest wasza decyzja? - rozejrzał się po twarzach ludzi.
- Nigdy jej nie dostaniesz - syknął Jace. - Dlaczego tak bardzo pragniesz?
- Nie pragnę jej. Chcę jej mocy. Nie wierzycie, że wytoczę przeciwko wam wojny?

Wyglądał na rozbawionego. Podszedł do jakiegoś chłopca, mniej więcej w wieku Maxa.

- Zostaw go! - krzyknęłam. - Pójdę z tobą! Ale zostaw go! I obiecaj, że nikogo nie skrzywdzisz.
- Clary nie! - usłyszałam krzyk mamy.

Spojrzałam w tamtą stronę. Luke trzymał mamę w swoich objęciach, powstrzymując ją od pobiegnięcia do mnie.
Zrobiłam krok do przodu. Silne ramiona złapały mnie i nie miały zamiaru puścić.

- Zostaw ją w spokoju, proszę. Zamiast jej, weź mnie - powiedział Jace.
- Bawią mnie wasze deklaracje miłości. - Odwrócił się w stronę tłumu i krzyknął - Macie czas do północy! Oddajcie mi Clarissę albo wpuszczę do Alicante tysiące demonów. Za dziesięć godzin znów się tu pojawię i poznam waszą decyzję - powiedział i zniknął.



Z całego serca Was przepraszam.
Następny rozdział za maksymalnie cztery dni.
Proszę o Wasze szczere opinie.
Pozdrawiam gorąco!!!



4 komentarze: