Strony

poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 7. Nauczyłaś mnie kochać.

~Jace~

Szliśmy przez park w milczeniu. Mocno przytulałem Clary. Wtuliła twarz w moje ramię. Przytknąłem policzek do jej słodko pachnących rudych loków. Wdychałem różany zapach. Byłem zdziwiony, ponieważ większość dziewczyn woli słodki i mdlący zapach- na przykład wanilii. Clary jest jednak inna niż wszystkie dziewczyny. I to właśnie ta inność czyniła ją wyjątkową, nie gorszą lecz lepszą.
Moją głowę ciągle zaprzątało mnóstwo pytań. Dlaczego akurat my mamy te szczególne zdolności? Co też powie mama Clary? I jak zareaguje na wieść, że jesteśmy razem? Troszeczkę się stresowałem tym spotkaniem. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek wypowiem te dwa słowa: stresuję się! Co też Clary ze mną zrobiła? Uśmiechnąłem się.

- Jace słuchasz mnie?- głos Clarissy wyrwał mnie z zamyśleń.
- Tak, tak słucham- powiedziałem pośpiesznie.
- Nie kłam. Wiem, że nie słuchasz. Dlaczego się tak zacząłeś uśmiechać?
- Uświadomiłem sobie jak bardzo mnie zmieniłaś w środku. Zanim cię poznałem byłym bezwzględnym draniem, który rzucał dziewczyny po jednym dniu. Zjawiłaś się ty i wciągu kilku chwil stałem się nową, lepszą osobą. Stresuję się spotkaniem z twoją mamą. Umieram ze strachu za każdym razem, gdy coś ci się dzieje. Nauczyłaś mnie kochać. Dziękuję ci za to- powiedziałem i ją pocałowałem. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Przytuliła mnie i szepnęła :
- Miło jest przyjmować takie podziękowanie, ale myślę, że powinieneś wiedzieć, że stoimy już pod moim domem i mam wrażenie, że mama i Luke stoją w oknie i nas bacznie obserwują.

Delikatnie odsunęła się ode mnie. Trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę domu Clary. Był to pomalowany na biało dwupiętrowy budynek. Nie doszliśmy jeszcze do schodów, gdy drzwi otworzyły się. Stała w nich kobieta. Wyglądała jak obrobinkę starsza wersja mojej Clary. Uśmiechnęła się, jej szafirowe oczy rozbłysły i gestem zaprosiła nas do środka.

~Clary~

Weszliśmy do domu. Ściągnęliśmy kurtki. Mama mocno mnie przytuliła. Spojrzała na Jace`a.

- Jace Herondale- powiedział i złożył delikatny pocałunek na dłoni mamy.
- Jocelyn Fairchild.
- Za niedługo Graymark- wtrącił Luke, który pojawił się za plecami mamy.

Spojrzałam na mamę zdziwiona, ale też zdenerwowana, że mi nic nie powidziała.
- Mamo!- powiedziałam z wyrzutem.
- Chcieliśmy ci to powiedzieć jak tylko nadarzy się okazja. Pobieramy się za dwa miesiące.

Złożyliśmy im serdeczne gratulacje. Usiedliśmy przy stole w jadalnii.

- To ja pójdę zrobić kawę- powiedziała mama wstając od stołu.
- Pomogę ci- zaoferowałam i wstałam od stołu.

Poszłyśmy do kuchni. Nastawiłam wodę, a mama wyciągnęła filiżanki.

- Co tam u was słychać?- zaczęła mama.
- Dobrze. Pokaż pierścionek- podała mi rękę. Pierścionek był prosty z małym brylancikiem.
- Piękny- powiedziałam i mocno ją przytuliłam.
- Jest jeszcze coś co musimy ci powiedzieć.
- No mów!- mówiłam zniecierpliwiona.
- Powiemy to razem przy stole.
- Mamo! Powiedz!
- Nie.
- Pro...- przerwał mi gwizd czajnika.

Wyłączyłam wodę i zalałam kawę. Postawiłam filiżanki na tacy. Wróciłyśmy do jadalnii. Na nasz widok Jace i Luke przerwali rozmowę. Zasiadłyśmy przy stole.

- O czym rozmawialiście?- zapytała mama.
- O niczym- powiedział Luke.

Wywróciłam oczami. Wszyscy roześmiali się. Sama nie mogłam się powtrzymać. Pijąc kawę opowiadaliśmy mamie o Instytucie, lekcjach i nie tylko. Ominęliśmy tylko to, że Sally zaatakowała mnie i poprzednią noc spędziłam w szkrzydle szpitalnym.

- Mamo mieliście nam o czymś powiedzieć- przypomniałam.
- Ach, tak. No więc ja i Luke...eee...my spodziewamy się dziecka.

Byłam zaskoczona, ale również bardzo szczęśliwa. Pisnęłam i pobiegłam przytulić mamę. Roześmiała się.

- No to teraz wy. Co jest powodem waszej wizyty? Nie uwierzę, że tak po prostu chciałaś mnie odwiedzić.
- No tak. Muszę, znaczy musimy się czegoś dowiedzieć. Ostatnio byłam w pewnej...yyy...kryzysowej sytuacji. Nie miałam już nadziei na to, że znajdę jakieś wyjście. I wtedy przed oczami pojawiła się runa. Była to runa nie pochodząca z Szarej Księgi. Nikt jej wcześniej nie widział. Jace potrafi skoczyć z 15-stu metrów i nic mu się nie stanie. Nie będzie miał nawet draśnięcia. Dlaczego?
- Miałam nadzieję, że to nie wpłynie na ciebie- powiedziała mama chowając twarz w dłonie.- Podejrzewam, że posiadacie te szczególne umiejętności przez ekspertmenty Valentine`a.
- V-Valentine`a?
- Valentine`owi nie wystarczał krąg. Chciał być lepszy, mocniejszy, silniejszy od innych. Wypił krew demona, żeby móc nad nimi panować. Ciągle było mu mało. Chciał stworzyć wojownika, który będzie lepszy od innych Nocnych Łowców. Podał kilku ciężarnym kobietom małą dawkę krwi demona. Niestety ani żadne dziecko ani matka tego nie przeżyli. Miałam nadzieję, że to go zniechęci i nawet przez chwilę odniosłam takie wrażenie, bo zaprzestał eksperymentów. Zaczęłam jednak coś podejrzewać po spotkaniu z mamą Jace`a. Odwiedziła mnie z rocznym Jace`em kiedy powiedziałam jej, że jestem w ciąży. Wtedy napomknęła coś o tym, że źle znosiła ciążę i Valentine podawał jej jakieś lekarstwo. Na początku śmiertelnie się przeraziłam, że mógł podawać jej krew demona. Nie pasowało to jednak, ponieważ nikt nie przeżył po jej spożyciu. Wtedy Jace zrobił coś niezwykłego. Wykorzystał chwilę naszej nieuwagi i wszedł na wielką, dębową szafę, stojącą w hallu i po prostu z niej zeskoczył, jakby to był kilkunastocentymetrowy próg. Wiedziałam wtedy, że Valentine wciąż próbował stworzyć idealnego Nocnego Łowcę. Uświadomiłam sobie, że sama przyjęłam od niego kilka razy jakieś „lekarstwa”. Po wizycie Celine zapytałam go co jej podał, czy to znowu krew. Powiedział, że spróbował zupełnie z innej beczki i podał Celine krew anioła. Zapytałam czy mi również to podał. Uniknął odpowiedzi. Jak wiesz jakiś czas później wybuchło Powstanie i Valentine zginął. Nigdy się nie dowiedziałam czy to prawda. Teraz wiem, że tak- opowiedziała Jocelyn.

Popatrzyłam na Jace`a. Patrzył na moją mamę z lekkim zdziwnieniem, malującym się na jego twarzy. Nie wiedziałam co powiedzieć. Utkwiłam wzrok w stole. Znów dowiedziałam się, że ojciec był zły do szpiku kości. Wychodzi na to, że dla ojca byłam tylko cholernym ekserymentem!

- Clary, powiedz coś- powiedziała błagalnym tonem.

Podniosłam wzrok. Mama miała łzy w oczach, a Luke patrzył na mnie współczująco.

- Czyli to oznacza, że ja i Jace mamy większe stężenie krwi anioła niż inni Nefilim?- zapytałam szeptem.
- Tak. Macie więcej anielskiej krwi niż inni.

Popatrzyłam na Jace`a. Uśmiechnął się do mnie. Poczułam jak pod stołem znajoma dłoń ujmuję moją i pokrzepiająco ściska. Odwzajemniłam jego uśmiech.
                         
                            ****

 Rozmiawialiśmy, śmialiśmy się i żartowaliśmy. Od mamy wyszliśmy dopiero późnym wieczorem. Pożegnałam się z mamą. Obiecaliśmy jej, że za niedługo znów ich odwiedzimy. Jestem przekonana, że mama polubiła Jace`a. Bardzo się cieszyłam z tego powodu. Po całym mnóstwie całusów i uścisków ruszyliśmy do Instytutu. Jace objął mnie w pasie, a ja oparłam głowę o jego ramię. Szliśmy przez ciemny park w zupełnej ciszy, drogę oświetlały nam pobliskie latarnie uliczne.
W Instytucie było cicho. Podejrzanie cicho. Jestem chyba przewrażliwiona. Poszłam do pokoju. Wzięłam szybki prysznic. Rzuciłam się na łóżko. Ktoś w nim jednak leżał. Pisnęłam z przerażenia.

- Cicho! Obudzisz wszystkich- usłyszałam znajomy głos.
- Jace ty idioto! Co ty robisz w moim łóżku?
- Leżę? Mam sobie iść?- zapytał podnosząc się.
- Nie! Zostań!- powidziałam i pchnęłam go na łóżko.
- Skoro nalegasz. Co będziemy robić?
- A co byś chciał?- zapytałam wodząc palcami po jego torsie.
- To- powiedział i namiętnie mnie pocałował.

Wplątałam palce w jego złociste włosy i usiadłam na nim okrakiem. Wpił się w moje usta. Ściągnęłam mu koszulkę. Nie przestając mnie całować badał dłońmi moje plecy. Przygryzłam delikatnie jego wargę. Jęknął cicho. Odwrócił nas i teraz to on był na górze. Jego ręce znajdowały się po obu stronach mojej głowy żeby mnie nie przygnieść. Składał pocałunki na mojej szyi.

- Kocham cię Jace- wyszeptałam.
- Ja ciebie też kocham Clary- odpowiedział.- Na czym to skończyliśmy?- zapytał ściągając moją koszulkę.Roześmiałam się cicho i go pocałowałam. - No tak- powiedział z uśmiechem na ustach. - Jesteś tego pewna?- zapytał.
- Nigdy nie byłam bardziej- powiedziałam i złączyłam nasze usta w pocałunku.





Przepraszam!!! :(((
Jest mi głupio, że Was zaniedbałam. Obiecuję poprawę! Przepraszam... Wybaczcie...
W nagrodę już jutro lub jeszcze dziś (!) lecz późno pojawi się następny rozdział. ;))
Przepraszam za błędy i literówki!
Pozdrawiam!!!


2 komentarze: