~Jace~
W miejscu, w którym zniknął Valentine pojawiła się karteczka. Szósta. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy co to oznacza. On to naprawdę zrobił.
Clary wtuliła we mnie mocno zaciskając dłonie na mojej kurtce. Lekko musnąłem ustami jej czoło. Objąłem ją ramionami.
- Nie dam cię skrzywdzić - powtarzałem ciągle jak mantrę.
Isabelle drżącymi dłońmi podniosła karteczkę. Ręce tak jej się trzęsły, że miała kłopot z odczytaniem.
- Musi nastać koniec, by zaczął się początek - odczytała cicho.
Clary ścisnęła moją kurtkę jeszcze mocniej. Zaczęła cichutko płakać. Zdawałem sobie sprawę, że wszyscy na nas patrzą. Jedni mieli w oczach współczucie, inni zaś nienawiść. Zupełnie jakby to ona wszystkiemu była winna.
Pod ścianą stoi blada Konsul. Trzyma się dłonią za serce i ciężko oddycha. Jakiś mężczyzna do niej podchodzi, ale ona zbywa go jednym machnięciem dłoni.
- Myślę... myślę, że powinniśmy skończyć naradę - mówi słabym głosem, ale zarazem niewnoszącym sprzeciwu.
Wśród tłumu słychać kilka pomruków. Konsul Penhallow wraca na swoje miejsce za podium.
Clary powoli uspokaja się.
- Powinniśmy zastanowić się co w związku z Valentine'em - zaczęła stanowczym głosem.
- Nad czym tu się zastanawiać? - jakaś blondwłosa kobieta wstała z miejsca. - Valentine nas wszystkich pozabija. Zrobił to siedemnaście lat temu. Zniszczył nasze rodziny. Co go powstrzyma dziś? Moim zdaniem powinniśmy oddać Clarissę - patrzyła ze złością w tą małą rudowłosą istotkę, która jest najdzielniejszą i najodważniejszą Nocną Łowczynią na całym świecie.
- Właśnie! - rozległo się kilka krzyków i z miejsc podniosło się kilkanaście osób.
- Jesteście z siebie dumni? - usłyszałem znajomy głos. Luke stał w drzwiach trzymając za rękę Jocelyn. - Według was tak zachowują się Nocni Łowcy? - ze złością rozejrzał się po pomieszczeniu. - Wiem, że nie jestem już jednym z was i nie mam prawa was pouczać, a jestem tu tylko ze względu na moją żonę i córkę...
- To córka Valentine'a, nie twoja Lucian -przerwała mu blondwłosa kobieta.
- Clary jest moją córką. Rodzina to nie tylko więzy krwi. To przede wszystkim miłość. A tej nie poskąpiłem Clary. Ale wracając do tematu... Nocni Łowcy, których kiedyś znałem nigdy nie oddaliby brata czy siostry wrogowi, bo czy nie jesteście jedną, wielką rodziną? Chcę tylko powiedzieć, że jeśli Rada postanowi oddać Clarissę Valentine'owi wilkołaki nie staną po waszej stronie.
- Czarodzieje również - dorzucił Magnus, którego wcześniej nie widziałem.
Clary spojrzała na Luke'a kręcąc głową. "To nic nie da", szepnęła. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się blado. Puściła moją kurtkę.
- Clary, na Anioła co ty robisz? - syknąłem cicho. Przeraziłem się nie na żarty. Co ona planowała?
Chwyciłem ją lekko za nadgarstek. Położyła swoją dłoń na mojej.
- Czasem tak musi być, Jace - wyszeptała. - Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, ale jeśli mogę zrobić coś żeby ochronić najbliższych, nie zawaham się ani przez chwilę - musnęła palcami mój policzek.
Byłem tak zaskoczony jej słowami, że nieświadomie rozluźniłem uścisk.
~Clary~
Wykorzystując moment nieuwagi Jace'a wyrwałam rękę z jego uścisku. Blondyn nie próbował zatrzymać mnie. Tylko patrzył na mnie z bólem w oczach.
- Skoro Valentine tego chce, dobrze. Wyślijcie mu wiadomość, że oddam się w jego ręce, jeśli obieca zostawić was w spokoju - powiedziałam głośno na jednym wydechu, bojąc się, że głos mi się załamie.
- Clary... - zignorowałam błagalny szept Jace'a.
- Naprawdę myślicie, że jeśli Clarissa odda się w jego ręce to Valentine nie zaatakuje? - Jakiś chłopak, którego nigdy nie widziałam na oczy, na oko osiemnastoletni wstał z miejsca i zmierzył cały tłum wyrokiem. - Jesteście głupcami jeśli mu wierzycie. Znam go jak nikt inny. Zabił całą moją rodzinę. Nie tylko moją - tu spojrzał ze współczuciem na blondwłosą kobietę, która wstała na samym początku. - Ale dlaczego Clarissa, Bogu ducha winna ma cierpieć za błędy swojego ojca? Oddacie mu ją, on ją zabije i wykorzysta jej moc żeby was zniszczyć. Więc jeszcze raz zastanówcie się nad tym wszystkim. Czy oddacie Clarissę, czy nie on i tak was zabije - skończył swój monolog i ze wściekłością wyszedł z Sali.
Zostawił nas wszystkich z mętlikiem w głowie. Zastanawiam się skąd on może to wiedzieć.
~Valentine~
W gabinecie rozległ się trzepot skrzydeł. Uśmiechnąłem się i wyciagnąłem rękę w górę, by kruk mógł na niej wylądować. Lekko skrzywiłem się, gdy wbił pazury. Pogłaskałem go po głowie.
- Co masz mi do przekazania? - zapytałem i zamknąłem oczy.
Przed oczyma pojawiła się Sala. Nocni Łowcy stłoczeni byli w kilka grup. Jia stała z boku i rozmawiała z kilkoma osobami. Między innymi Robertem Lightwoodem, Lucianem, Jocelyn i Magnusem.
Głupcy... Myślą, że jeśli sprzymierzą się z potworami to wygrają. Ale nikt nie może mnie pokonać.
Konsul potarła zmęczone oczy, odeszła od swoich rozmówców i stanęła na podwyższeniu. Poczekała chwilę aż uwaga Nefilim będzie skupiona na niej i powiedziała:
- Wraz z Radą podjęliśmy decyzję, że nie oddamy Clary. Razem z wilkołakami, wampirami i czarodziejami mamy szansę wygrać!
Roześmiałem się głośno i otworzyłem oczy. Całe Clave jest zepsute. Gdyby mieli choć trochę oleju w głowie poddaliby się mnie. Może wtedy darowałbym im życie.
Zniszczę ich wszystkich. Zabiję każdego niezależnie czy to moje dziecko czy żona.
Nastanie moja era. Stworzę Nocnych Łowców silnych i nieśmiertelnych. Nikt mi nie przeszkodzi.
Wstałem z krzesła. Hugin zakrakał złowrogo i wyleciał przez otwarte okno. Opuściłem gabinet po czym skierowałem swoje kroki w stronę jednego z pokoi. Otworzyłem drzwi runą i zamarłem, gdy zobaczyłem, że go nie ma. Okno było otwarte, firany latały w podmuchach wiatru. To nie możliwe. Wszystko zapieczętowałem runami, których nikt w stanie nie jest zniszczyć. Stałem niezdolny do ruchu.
Nie ma go. Nie ma.
~Clary~
- Nie ma mowy! - krzyknęła mama.
- Ale...
- Nie! - przerwała mi.
- Jocelyn, uspokój się - powiedział Luke kładąc dłoń na jej brzuchu. - Clary, mama ma rację. Nie możesz wziąć udziału w bitwie.
- Ale to także moja bitwa!
- To bitwa dorosłych Nefilim, a ty masz tylko szesnaście lat! - krzyknęła mama.
- Jace... - szepnęłam tylko zrezygnowana.
- Clary, Jace jest pełnoletni - powiedział spokojnie Luke.
- Jak możesz być taki spokojny! - krzyknęłam. - Mam siedzieć spokojnie, gdy Jace naraża życie i walczy z innymi?
- Clary...
- Nie mam ochoty tego słuchać! - ucięłam. - Nie mam ochoty was słuchać.
Odwróciłam się od nich. Oni nic nie rozumieją. To przeze mnie to wszystko. To nie fair, że nie mogę walczyć u boku przyjaciół.
Stanęłam na palcach szukając wzrokiem Jace'a. W końcu odnalazłam go. Stał w rogu Sali ubrany w strój bojowy i rozmawiał z Isabelle. Ona też nie była zadowolona z faktu, że nie może walczyć.
- Szukasz kogoś? - aż podskoczyłam, gdy usłyszałam głos obok siebie.
Spojrzałam zaskoczona w bok i zobaczyłam tego chłopaka, który podczas narady stanął w mojej obronie. Miał ostre rysy twarzy i tak jasne włosy, że prawie białe. Za to oczy miał niewiarygodnie ciemne. Przypominał mi kogoś.
- Tak. Dziękuję tak w ogóle za to, że stanąłeś w mojej obronie - usmiechnęłam się.
- To nic takiego. Nie mogłem pozwolić żebyś oddała się w ręce Valentine'a. Jak nikt znam jego zamiary - westchnął.
- Przykro mi z powodu twojej rodziny.
- Dziękuję. Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale możemy nie przeżyć tej bitwy. Znaczy ja mogę nie przeżyć tej bitwy, bo ty chyba nie jesteś pełnoletnia, prawda? - smutno pokiwałam głową. Dlatego chcę żebyś wiedziała, że... - zaczął, ale przerwał mu huk.
Sufit przecięło podłużne pękniecie. Valentine zaatakował wcześniej. Wszyscy pełnoletni złapali broń i wraz z wampirami, wilkołakami i czarodziejami wylecieli z Sali. Przed oczami mignęły mi tylko znajome blond włosy.
Nawet nie pożegnałam się z Jace'em...
Znajdę sposób żeby móc walczyć. Inaczej nie jestem Clary Morgenstern.
-------
No więc... Wracam!
Mam nadzieję, że cieszycie się. c:
Na samym początku chce Wam podziękować, że nie opuściliście mnie. Widziałam, że każdego dnia Ktoś wchodził. To jest wspaniałe! :')
Nie wiem kiedy next, ale uporządkowałam swoje sprawy, napisałam książkę i mam nadzieję, że niedługo. Jeszcze w tym tygodniu obiecuję wstawić rozdział na drug
Wiem, że rozdział krótki, ale chciałam go jak najszybciej wstawić.
Przepraszam za wszelkie błędy.
Dziekuję i pozdrawiam!
PS. Zapraszam na rozdział na drugim blogu.
Z niecierpliwością czekam na nex!!
OdpowiedzUsuńCiesze się że wróciłaś...
Super, że wróciłaś. Rozdział boski. Czekam na nekst.
OdpowiedzUsuńWow. Genialny rozdział. Ja popadam w paranoje, czy ten chłopak co się za nią wstawił chciał powiedzieć, że ją kocha. Mi chyba na mózg się coś żuca. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny.
Ps. Dzięki za nominacje do LBA. Jutro ją zrobię.
Hahaha raczej nie chciał jej powiedzieć, że ją kocha. Jednak będzie to coś dość zaskakującego (chyba). :D
UsuńBlog jest świetny. Czekam ma next
OdpowiedzUsuńBedzie następny rozdział ?
OdpowiedzUsuń