~Clary~
Minęły już dwa tygodnie od czasu imprezy u Magnusa. I od czasu, kiedy otrzymałam wiadomość od mojego ojca. Wciąż nie mogę uwierzyć, że on żyje. Czy to możliwe żeby kilkanaście osób się pomyliło? Raczej nie.
Siedziałam na łóżku w moim pokoju. Na moich kolanach spoczywał szkicownik, a w ręce trzymałam ołówek. Pozwoliłam żeby moja ręka swobonie wędrowała po kartce. Myślami byłam gdzie indziej. Wsłuchiwałam się w dzwięk ołówka „tańczącego” po kartce. Tu kreska, tu zawijas... Spojrzałam w dół. Z kartki uśmiechała się twarz... Valentine`a. Wiedziałam jak wygląda, bo w podręczniku do historii Nefilim jest jego zdjęcie. To może się wydawać trochę dziwne. W końcu to mój ojciec i powinnam mieć chociaż jedno jego zdjęcie, ale mama wszystkie rzeczy, zdjęcia i dokumenty spaliła. Doskonale pamiętałam jego twarz.
Czarne jak atrament oczy przenikały mnie wnikliwie swoim spojrzeniem. Na jego ustach błąkał się złośliwy uśmiech, uwydatniając ostre rysy podbródka, które po nim odziedziczyłam.
Ze złością wyrwałam kartkę i zgniotłam ją w kulkę. Rzuciłam nią w stronę kosza. Szlag! Nie trafiłam. Później to podniosę.
Odłożyłam szkicownik. Zaczęłam pocierać skronie, żeby choć trochę zmiejszyć ból głowy, z którym borykałam się od rana. Nie wiele pomogło. Dalej odczuwałam pulsujący, tępy ból z boku głowy.
Wstałam z łóżka. Może Hodge coś ma? Głupie pytanie... Hodge na pewno coś ma! Ruszyłam w stronę gabinetu profesora. Delikatnie zapukałam do drzwi. Otworzyłam kiedy usłyszałam ciche: „proszę”.
Weszłam do okrągłego gabinetu. Każdą możliwą przestrzeń zajmowały książki. Stosy książek stojących pod ścianą. Rzędy półek po brzegi wypełnionych ciekawą lekturą. Hodge siedział za biurkiem. Na jego lewym ramieniu siedział Hugo.
- Panie profesorze czy miałby pan może coś na ból głowy? - zapytałam.
- Mam. Poczekaj chwilę to ci przyniosę - powiedział i zniknął w pomieszczeniu, w którym trzymał wszystkie lekarstwa.
Wrócił chwilę później ściskając w dłoni malutką sakiewkę. Wręczył mi ją i powiedział:
- Proszę. Zaparz je i od razu wypij.
- Dziękuję. Do widzenia! - pożegnałam się i wyszłam z gabinetu.
Teraz skierowałam się w stronę kuchni. Dobiegały z niej śmiechy Jema i Isabelle. No tak. Odkąd są parą to Jem nie odstępuję ani na krok Izzy, a Izzy nie odstępuje Jema. Jace z początku nabijał się z nich, ale później przestał.
Jace... Nie widziałam go od wczorajszego wieczoru w oranżerii, która od czasu imprezy u Magnusa stała się naszym ulubionym miejscem spotkań. Pewnie ma trening. Weszłam do kuchni. Isabelle siedziała na kolanach u Jema. Uśmiechnęli się gdy mnie zobaczyli.
- Hej - powiedzieli jednocześnie.
- Hej - odpowiedziałam.
Wyjęłam z szafki kubek i postawiłam czajnik na gazie. Otworzyłam sakiewkę i wysypałam tajemnicze zioła do kubka.
- Dobrze się czujesz? - zapytała Isabell.
- Nie - odpowiedziałam szczerze.
Usiadłam przy stole na przeciwko zakochanych. Isabelle patrzyłam na mnie bacznym spojrzeniem. Oparłam głowę o chłodny blat stołu w nadziei, że to choć odrobinę złagodzi ból.
- Clary? - Iz delikatnie dotchnęła mojego ramienia.
- Nic mi nie jest tylko trochę mnie głowa boli.
- Chyba trochę bardziej niż trochę. Jesteś biała jak ściana.
Rozległ się gwizd czajnika. Podniosłam się powoli i zalałam wrzątkiem zioła. Drżącymi dłońmi podniosłam kubek i wróciłam na swoje miejsce przy stole. Zadrżałam z zimna. Mocniej zacisnęłam dłoni na kubku, aby choć trochę się ogrzać. Upiłam łyk gorącego napoju. Smakował jak zielona herbata. Wzięłam kolejny łyk. Czułam na sobie baczne spojrzenie.
- Isabelle! Przestań się tak na mnie gapić! To krępujące! - ofuknęłam szatynkę.
- Po prostu się martwię - odpowiedziała urażonym tonem.
- Przepraszam. Po prostu nie wiem co się ze mną dzieje.
- Może w ciąży jesteś - stwierdził rozbawiony Jem.
- Bardzo śmieszne... - mruknęłam.
Wypiłam resztę napoju. Umyłam kubek, wytarłam i odstawiłam do szafki. Oparłam dłonie o blat. Strasznie kręciło mi się w głowie.
- Clary! - usłyszałam głos Isabelle. - Wszystko okej? Dobrze się czujesz?
Ból znów powrócił. Tym razem z podwójną siłą. Syknęłam. Nogi się pode mną ugieły. Przed upadkiem uchroniły mnie tylko silne ramiona Jema. Podniósł mnie i posadził mnie na krześle.
Czułam jakby moja głowa eksplodowała.
~Isabelle~
Jem posadził Clary na krześle. Była blada i spocona. Przyłożyłam dłoń do jej czoła. Było bardzo rozpalona. Przyniosłam ręcznik i namoczyłam go w zimnej wodzie. Położyłam okład na czole przyjaciółki. Clary delikatnie uniosła się na łokciach i podniosła.
- Leż! - powiedziałam.
- Już lepiej - powiedziała i usiadła.
Kompres zsunął się z jej czoła. Pośpiesznie poprawiłam go. Clary oparła głowę o wezgłowie i głęboko odetchnęła. Kolory lekko powróciły na jej twarz.
Usłyszeliśmy głośne śmiechy. Do salonu wbiegli roześmiani od ucha do ucha Jace i Sally. Blondynka pochylała się ku Jace`owi i szeptała mu coś do ucha. Coś co mu powiedziała wywołało u niego niemały śmiech.
- Co tu tak cicho jakby ktoś umarł? - zapytał Jace.
- Było blisko - mruknęłam. - Gdzie byliście?
Jace dopiero spojrzał na Clary. Lekko zmarszczył brwi.
- Clary, coś się stało?
- Nie skądże - powiedziałam sarkastycznie. - Dobrze się bawiliście?
- Byliśmy tylko na małym polowaniu w parku.
Jace klęknął przy Clary. Złapał ją za rękę. Ona jednak wyszarpnęła ją z jego uścisku.
- Zostaw mnie! - krzyknęła, zerwała się z kanapy i wybiegła z pokoju.
- Clary! - zawołałam za nią, ale bez skutku. - Brawo idioto - zwróciłam się do Jace`a.
- O co ci chodzi?
- O to, że w czasie kiedy ty w najlepsze zabawiałeś się z Sally, Clary omal nie zemdlała!
- Co?
- To co słyszałeś. Najpierw strasznie bolała ją głowa, a później prawie zemdlała i dostała wysokiej gorączki.
Blondyn wyglądał na wstrząśniętego moimi słowami. Nie powiem, sprawiało mi to satysfakcję.
Och, pieprzyć Herondale`a! Teraz najważniejsza jest Clary. Wstałam i ruszyłam do jej pokoju.
Delikatnie zapukałam. Nic. Cisza. Po cichu otworzyłam drzwi. Rozglądnęłam się po pokoju. Ani śladu Clary. Podeszłam do drzwi prowadzących do łazienki. Złapałam za klamkę i nacisnęłam. Zamknięte. Szarpnęłam mocniej, ale i to nic nie dało. Zaczęłam dobijać się do drzwi.
- Clary! Clary!
Nic. Wyciągnęłam stelę i narysowałam na drzwiach runę otwarcia. Zamek kliknął, dając mi jasno do zrozumienia, że jest otwarty.
Szybko otworzyłam drzwi. Clary leżała nieruchomo na zimnej posadce w łazience. Podbiegłam do przyjaciółki.
- Clary! Do cholery jasnej otwórz te oczy! - krzyczałam, szarpiąc ją za ramię. - Jem!!!
Jem w mgnieniu oka wbiegł do pokoju. A za nim Jace. Podbiegli do nas. Jace złapał rękę Clary.
- Iz co się stało? - zapytał Jem.
- Ja.. ja... Nie wiem. Jak przyszłam to ona tak leżała.
- Cholera. Nie powinniśmy jej pozwolić pójść samej do pokoju.
- Puls jest - powiedział Jace. - Zawołajcie Hodge`a, a ja pójdę zanieść ją do szkrzydła szpitalnego. Pośpieszcie się!
Jem kiwnął głową. Pobiegliśmy w stronę gabinetu Hodge`a. Zaczęłam walić pięściami w drzwi. Już miałam uderzyć kolejny raz, gdy Jem złapał moją rękę i opuścił. Pokręcił przecząco głową. Westchnęłam zniecierpliwiona. Drzwi otworzyły się.
- Co się stał... - zaczął profesor.
- Szybko. Clary. Źle z nią - wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
- Gdzie ona jest?
- W skrzydle. Szybko!
Znów biegliśmy. Tyle, że tym razem w stronę szkrzydła szpitalnego. Jace czekał przy Clary trzymając ją za rękę. Było mi teraz głupio, że tak na niego naskoczyłam.
Hodge podbiegł do Clary. Zbadał jej puls, przyłożył dłoń do czoła. Wybiegł z pomieszczenia. Wrócił po chwili trzymając w rękach kilka fiolek. Wziął pierwszą z nich i wlał do ust Clary. Wlał jeszcze kilka innych.
- Co z nią będzie? - pytał zatroskany Jace.
- Ja nie wiem. Gorączka spadła - musnął czoło rudowłosej. - Po podaniu tych lekarstw powinna się obudzić.
- Więc dlaczego się nie budzi?!
- Nie umiem na to odpowiedzieć. Przykro mi...
- Ale czy ona jeszcze kiedykolwiek się obudzi? - wtrąciłam.
- Śpiączkę najczęściej wywołują mikstury, zaklecia lub klątwy.
- Klątwy?
- Chyba nie myślisz, że to... - zaczął Jem.
- Właśnie, że myślę. To musi być on. Valentine...
- Jeśli to rzeczywiście klątwa, to zdjąć ją może tylko ten co ją rzucił. Ale to tylko spekulacje. Wezwę czarownika. Może jemu coś uda się znaleźć - rzekł i opuścił pomieszczenie.
- Pieprzony psychol! - krzyknął Jace i walnął pięścią w ścianę. - Gdybym był przy niej to nic by się nie stało - już brał kolejny zamach by znów uderzyć w ścianę.
- Ej! - krzyknęłam w ostatniej chwili zatrzymując jego rękę. - Nawet gdybyś tu był nic byś nie zmienił - powiedziałam i mocno go przytuliłam. - Chodź Jem. Zostawmy ich samych - zwróciłam się do bruneta i razem wyszliśmy ze szkrzydła.
~Jace~
Ręka cholernie mnie bolała. Zasłużyłem na to. Jestem takim cholernym idiotą. Dlaczego z nią nie zostałem? Zwłaszcza po tym jak obiecałem, że nie pozwolę jej skrzywdzić. Ona mi tego nie wybaczy. Ująłem delikatnie jej dłoń jakby była z najbardziej kruchej porcelany.
- Tak strasznie cię przepraszam - wyszeptałem drżącym głosem. - Nigdy nie powinienem cię zostawić. Powinienem być przy tobie, zwłaszcza, że ci to obiecałem. Zdaję sobie sprawę, że mi nie wybaczysz, ale... - głos mi się załamał i pozwoliłem łzom swobodnie spływać po policzkach - proszę cię w-wróć. Jesteś silna i możesz z nim wygrać. Wróć... - wyszeptałem.
Przytuliłem policzek do wierzchu jej dłoni. Moje łzy powoli skapywały po moich policzkach, jej dłoni aż w końcu wsiąkały w pościel.
Obserwowałem to zjawisko.
Identycznie jest z ludźmi. Żyjemy, jesteśmy aż w końcu nadchodzi czas i wsiąkamy, jak te łzy w materac i nie zostaje po nas nawet ślad.
- Proszę cię, wróć - wyszeptałem w przestrzeń.
Wiem, że mnie nienawidzicie... Macie do tego zupełne prawo. Ja sama siebie nienawidzę.
Rozdział mam nadzieję, że nie jest nudny... :)))
Ehh... Następny będzie w przyszłym tygodniu (postaram się!).
Dziękuję Wam z całego serca za ponad 6 tysięcy wyświetleń. ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Nawet nie marzyłam o takiej liczbie.... JESTEŚCIE NIESAMOWICI!!!!!
Pozdrawiam Was gorąco!
Boski rozdział!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że z Clary będzie okey i że następny rozdział dodasz szybciutko!!
Boskie !!!!! Nie wiem co napisać ale Cudo
OdpowiedzUsuńWow się dzieje. Świetny rozdział. Czekam ma next <3
OdpowiedzUsuńWow.Rozdział C U D O W N Y. Z niecierpliwością czekam na Next. <3
OdpowiedzUsuńAla
Rozdział BOSKI, że brak słów <3 Masz talent i to ci trzeba przyznać :)))))
OdpowiedzUsuńC U D O dodawaj częściej rdz!
OdpowiedzUsuńJa zabiję cię w takim momencie!!! Ją zejdę na zwał czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Smutno mi z powodu Jace'a, niech Clary się szybko obudzi!
OdpowiedzUsuńPs. Nie wiem czy zapraszałam cię na mojego bloga ale jeśli nie to to nadrabiam:
http://nocnilowcy.blogspot.com/
Zostałaś nominowana do LBA więcej tu :http://daryaniolamilosctowszystkocomamy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńi gdzie ten next? :(
OdpowiedzUsuń