Strony

wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 2. Pożegnania wychodzą nam zdecydowanie lepiej niż powitania.

~Clary~

*6 dni później*

- Clary!!!- wołała mnie mama z dołu.
- Tak?- odkrzyknęłam próbując dopiąć ostatnią walizkę, w której znajdowała się broń.
- Luke nie może cię odwieźć. Taksówka przyjedzie za 15 minut. Zejdź już na dół.

Nareszcie udało mi się dopiąć walizkę. Schowałam jeszcze stelę do buta i byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam walizki. Kiedy znalazły się w holu poszłam do kuchni. Tam czekała na mnie mama. Podeszłam do niej bez słowa i mocno ją przytuliłam. Ona przytuliła policzek do czubka mojej głowy. Poczułam coś mokrego na policzku. Uniosłam głowę. Okazało się, że to ona płakała.
- Mamo przestań płakać, bo zaraz i ja się rozkleję. Przecież obiecałam, że przynajmniej dwa razy w tygodniu będę WAS odwiedzać- powiedziałam podkreślając przed ostatnie słowo.
- Wiem, ale jesteś już taka duża. Masz już 16 lat. Właśnie- puknęła się dłonią w czoło.- Prezent!- puściła mnie i wyszła z kuchni.

Wróciła niosąc mały pakunek. Wręczyła mi go. Obróciłam go w dłoni. Był wielkości paczki chusteczek. Odwinęłam, a im oczom ukazało się zielone pudełeczko. Drżącymi dłońmi otworzyłam je. W środku znajdował się naszyjnik. Na cieniutkim łańcuszku znajdowało się srebne serduszko oplecione srebrym bluszczem, w którym każdy listek zastępował maleńki zielony diamencik. Po chwili zauważyłam, że z tyłu serduszka znajduje mały przycisk. Nacisnęłam go. Uruchomił mechanizm i serduszko otworzyło się. W środku znajdowało się zdjęcie mamy, Luke`a i moje. Ze łzami w oczach spojrzałam na mamę.
- Boże mamo jest śliczny. Dziękuję. Zapniesz?- zapytałam i delikatnie oddałam jej naszyjnik.

Odwróciłam się od mamy. Poczułam serduszko na moim dekolcie. Nie było zimne lecz zaskakująco ciepłe. Nie gorące. Ciepłe. Zadrżałam kiedy zimna dłoń mamy dotchnęła mojej szyi. Kiedy naszyjnik był zapięty ostatni raz przytuliłam mamę. Stałyśmy tak chwilę lecz nagle rozległ się klakson. Mama pocałowała mnie w czoło.

- No chodź już. Taksówka czeka.

Odsunęłyśmy się od siebie. Wspólnie z mamą zniosłam wszystkie walizki. Kierowca wysiadł i pomógł nam wsadzić bagaże do bagażnika. Ostatni raz przytuliłam moją mamę. Był to jednak najbardziej czuły uścisk ze wszystkich. Odsunęłam się od niej.
- Kocham cię Clary- szepnęła mama.
- Ja ciebie też kocham mamo.
- Pamiętaj, że obiecałaś nas odwiedzać.
- Pamiętam.

Odwróciłam się i wsiadłam do taksówki. Mama machała mi dopóki pojazd nie zniknął za zakrętem. Mimowolnie po moim policzku popłynęła łza. Szybko otarłam ją jednym ruchem ręki. Teraz zaczynam nowe życie. Nie wolno mi płakać. Nocni Łowcy nie płaczą.

*30 minut później*

Od pół godziny stoję w korkach. Taksówka pokonała może dwa kilometry i utknęła w korkach. Bardzo się denerwuję. Co jeśli okaże się, że nie jestem wystarczająco wyszkolona? Trenowałam z mamą, która była świetnym Nocnym Łowcą, ale miałam obawy iż to za mało. Inni trenowali z ojcami lub trenerami, a ja z mamą. Biegałam kilka kilometrów dziennie z Luke`iem. Więc z tym raczej nie będzie problemu. Kierowca z powrotem ruszył. Mam nadzieję, że już nie staniemy w korkach. Zaczęłam się nerwowo bawić komórką. Po 15 mintach taksówka zatrzymała się przed Instytutem. Dla kierowcy wyglądał on jak ruiny.

- To na pewno tutaj?- zapytał niepewnym głosem kierowca.
- Tak. To znaczy nie. To tutaj za rogiem, ale ja się przejdę- powiedziałam i wręczyłam odpowiednią ilość gotówki za przejazd.

Wysiadłam z taksówki i wyjęłam bagaże. Udałam, że ruszam w przeciwną stronę niż mój nowy ,,dom,,. Kiedy tylko taksówka zniknęła za zakrętem odwróciłam się i ruszyłam w dobrym już kierunku. Budynek był imponujący. Wykonany w stylu gotyckim. Zwieńczony strzelistymi wieżami z mnóstwem zdobień. Weszłam po schodach. Portal nad drzwiami zdobiły anioły, a w samym centrum znajdował się wizerunek anioła Razjela. Zapukałam kołatką. Zza drzwi rozległ się dźwięk otwieranych zamków. Drzwi otworzyły się, a w nich stał nie kto inny jak... Jace. Gorzej trafić nie mogłam. Dlaczego to Iz nie mogła otworzyć ty cholernych drzwi? Plułam sobie w brodę, że nie wysłałam jej SMS`a żeby zeszła na dół.

- Hej- powiedziałam.
- Hej? Tylko hej?- powiedział. - Pożegnania wychodzą nam zdecydowanie lepiej niż powitania.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Chodzi mi o to, że ostatnio pocałowałaś mnie, a teraz rzucasz tylko ,,hej,,- powiedział z wyrzutem.
- Ja cię pocałowałam?! To ty mnie pocałowałeś!
- Nieprawda- szepnął mi do ucha.
- Oh Herondale działasz mi na nerwy.
- Ostatnio nie miałaś nic przeciwko mojej wspaniałej osobie- powiedział pzysuwając się do mnie.
- Herondale czy ty musisz być takim dupkiem? I odsuń się ode mnie!- krzyknęłam strając się go odepchnąć.

Kiedy wreszcie odepchnęłam go złapałam walizki i ruszyłam w głąb Instytutu. Korytarze miały wysoki sufit, były wyłożone czerwonym dywanem, ściany pokryte były obrazami. Były wykonane z pewnością ręką wspaniałego artysty. Te machnięcia pędzlem, dobrane barwy... Szłam nie zatrzymując się. Czy te korytarze nie mają końca? Nagle poczułam, że ktoś wyszarpuje mi walizki z ręki. Nie zastanawiając się błyskawicznym ruchem wyciągnęłam z buta sztylet, przycisnęłam napastnika do ściany i przyłożyłam mu nóż do gardła. Dopiero po chwili zorientowałam się na kogo patrzę.

- Jace?! Ty idioto co robisz?- wydarłam się na niego.
- Ekhem... czy mogłabyś zabrać ten sztylet z mojego gardła?- zapytał wskazując moją rękę. Zabrałam sztylet spod jego gardła i odsunęłam się od niego.
- Daj pomogę ci- wskazał na walizki.
- Nie trzeba.
- Oj daj- powiedział i wyrwał mi walizki z ręki.- Szukasz Iz?
- Tak.
- Jest w jadalni. Później tam pójdziesz. Chodź pokażę ci twój pokój.

Mruknęłam kilka nieprzychylnych słów o blondynie i ruszyłam za nim. Korytarz nareszcie się skończył i dotarliśmy do schodów. Mimo, że wyglądały na stare wcale nie skrzypiały. Po pokonaniu chyba kilku pięter i kilkunastu metrów korytarzy Jace zatrzymał się tak gwałtownie, że aż na niego wpadłam. Jego łokieć uderzył mnie w policzek. Już otworzyłam usta żeby wydrzeć się na niego, gdy zobaczyłam przed czym się zatrzymał. Zatrzymał się przed drzwiami numer 174.

- To twój pokój. Ten po lewej jest Izzy, a po prawej mój. Więc jakbyś miała koszmary albo problem z zaśnięciem służę pomocą- ukłonił się szarmancko.
- Na pewno nie skorzystam- mruknęłam.
- Jeszcze zobaczymy- powiedział z typowym uśmieszkiem.
- Niech ci będzie, ale pomóż mi z walizkami.
- A może jakoś mnie przekonasz?- popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem. - No może na przykład dasz mi buziaka?
- O nie, nie zapomnij!
- Nie to nie.

Boże jak on potrafi denerwować. Jestem ciekawa czy tylko mnie czy innych też. Westchnęłam, wyszarpnęłam mu walizki z ręki i weszłam do pokoju. Był trochę większy niż mój. Jego ściany były pomalowane na biało. W centrum pokoju znajdowało się wielkie, dwuosobowe łóżko z bogato zdobioną ramą. Przy ścianie stała duża szafa. Obok stała toaletka. Przy przeciwnej ścianie znajdowało się biurko. Walizki postawiłam przy łóżku. Ktoś zakasłał. Odwróciłam się w stronę źródła tego dźwięku. Jace stał oparty o framugę i przyglądał mi się w milczeniu.

- Długo będziesz tak stała? Pomyślałem, że cię oprowadzę po Instytucie
- Będę stała ile będę chciała.
- Czyli nie chcesz skorzystać z mojej pomocy? To nie- powiedział i wyszedł.
- Jace!- jego twarz ukazała się w drzwiach.- To może jednak oprowadzisz mnie po Instytucie?- zapytałam proszącym tonem.
- Jak sobie Pani życzy- powiedział i wziął mnie pod rękę.

Wyciągnął mnie z pokoju. Szedł bardzo szybko, ale mimo to za nim nadążałam. Dzięki Luke! Zeszliśmy piętro niżej.Zatrzymał się. Tym razem nie tak gwałtownie i nie zderzyliśmy się.

- To biblioteka- pokazał duże drewniane drzwi.

Nie czekając na moją reakcję ruszył dalej. Kilka drzwi dalej znów się zatrzymał.

- Te tutaj to drzwi od Sali Szpitalnej.
- Rozumiem, że teraz jest pusta?
- Narazie tak.
- Co masz na myśli?
- No, że będziesz trenować całe dnie i noce starając się mnie dorównać aż padniesz z wycieńczenia to tam wylądujesz.
- Aż taki jesteś pewny siebie? A może boisz się, że będę lepsza od ciebie?- mówiłam podnosząc głos.
- Proszę cię nikt mi nie dorówna.
- Czyżby?!
- Jesteś zbyt pewna siebie Rudzielcu!- krzyknął.
- A ty to co?
- Ja po prostu mówię prawdę.
- A ja myślę, że po prostu wyolbrzymiarz swoje cechy!
- Nic nie muszę wyolbrzymiać! Po prostu jestem najlepszy.
- Jesteś cholernym dupkiem Herondale!
- A ty jesteś zazdrosna Ruda!

Wtedy nie wytrzymałam i walnęłam go pięścią w twarz. Po odgłosie poznałam, że trafiłam. Popatrzyłam ze złością na niego. Był zaskoczony. Z nosa leciała mu krew. Zamurowało mnie. Zrobiło mi się głupio, ale ten dupek zasłużył na to. Wtedy usłyszeliśmy krzyk:

- Clary! Jace! Na litość boską to tu się stało?- krzyczała Isabelle, która wyrosła jakby spod ziemii.
- To Clary mnie walnęła- powiedział wściekły Jace ocierając krew spod nosa.
- Naprawdę?- powiedziała zaskoczona Izzy.
- Ten dupek mnie sprowokował!- powiedziałam pokazując na Jace`a.
- Po prostu mówiłem prawdę.
- Jesteś po prostu dupkiem! To, że cię pocałowałam to była najgłupsza rzecz w moim życiu!
- T...
- Dość!!!!- ryknęła Iz, a my spojrzeliśmy na nią zaskoczeni. - O co wy się kłócicie?
- Ten dupek jest zbyt pewny siebie. Twierdzi, że jest najlepszy i nikt go nie pokona.
- Zaczynam rozumieć- powiedziała Iz.- A ty pewnie powiedziałaś, że jesteś od niego lepsza i tak zaczeła się kłótnia.
- Skąd ty wiesz?- powiedziałam równocześnie z Jace`em.
- Znam was dobrze. To ja mam pomysł. Dzisiaj o dziewiętnastej w parku zrobimy mały wyścig. Kto wygra będzie musiał przeprosić drugą osobę. Zgoda?

Zastanowiłam się chwilę. To mogłoby podziałać. Wreszcie ktoś utarłby mu nosa.

- Dobra- powiedziałam.
- Świetnie Clary. Jace?- zwróciła się do blondyna.
- Niech będzie. I tak wygram.
- Nie bądź taki pewien.
- Dobra wystarczy- powiedziała Iz.- A teraz chodź Clary do mojego pokoju- powiedziała Isabelle i pociągnęła mnie za sobą.

Gdy wreszcie znalazłyśmy się u niej w pokoju zamknęła drzwi, usiadła na łóżku i ruchem ręki pokazała bym zrobiła to samo. Zrobiłam to.

- Boże Clary boje się co by się stało gdybym nie zobaczyła was.
- Nie przesadzaj. Najwyżej dostałby jeszcze raz. A teraz lepiej powiedz mi czego ten dupek... znaczy się Jace- dodałam widząc minę Iz- boi się.
- No z tego co wiem boi się jedynie kaczek.
- Kaczek?- zapytałam nie mogąc się powstrzymać od śmiechu.
- Tak. Podobno jego przodkowie też się bali kaczek. To chyba jakaś rodzinna fobia- powiedziała Isabelle i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- A tak w ogóle po co ci to?- zapytała kiedy się uspokoiłyśmy.
- A nieważne- powiedziałam z tajemniczym uśmiechem.
- Clary?
- Tak?
- Naprawdę pocałowałaś Jace`a?
- Niestety- westchnęłam.

*dziewiętnasta tego samego dnia*

- Co Jace nie wymiękłeś?- powiedziałam złośliwym tonem chwilę przed biegiem.
- Nigdy.

Uśmiechnęłam się. Jego twarz wyglądała normalnie. Pewnie narysował sobie irtaze. Nie ma ze mną szans. Izzy dała znak abyśmy ustawili się na mecie narysowanej przez nią.

- Biegniecie do tamtych dwóch drzew- wskazała dwa drzewa. - Powodzenia!

Ustawiliśmy się na mecie. Z boku stał Alec z pozostałymi uczniami Instytutu. Nie wiem czy byli tam wszyscy. Stali z boku aby nam nie przeszkadzać. Trochę się stresowałam. Iz dała znak, żebyśmy ustawili się na mecie. Rozległ się gwizdek. Ruszyliśmy. Nic nie słyszałam oprócz wiatru świszczącego w uszach. Czułam zimno na całej twarzy. Biegliśmy równo z Jace`em. Przebiegliśmy już ponad połowę trasy. Nie miałam szans żeby wyprzedzić Jace`a. Był zbyt szybki. Postanowiłam wykorzystać informację, którą uzyskałam od Izzy.

- Jace!!- krzyczałam próbując przekrzyczeć wiatr. - Patrz kaczka!- powiedziałam wskazując ręką.
- Co? Gdzie?- powiedział z wyrazem przerażenia na twarzy i zwolnił.

Wykorzystałam ten moment i biegłam jeszcze szybciej. Dawałam z siebie wszystko, a nawet dwa razy więcej. Wreszcie przkroczłam linie mety. Upadłam na kolana ciężko oddychając. Jeszcze nigdy tak szybko nie biegłam. Jace przebiegł linie mety kilka sekund po mnie. Podbiegła do nas Isabelle.

- Wow Clary wygrałaś!!- krzyczała.
- Ale ona oszukiwała!- powiedział zdyszany Jace.
- Wcale nie. Po prostu przywidziało mi się- powiedziałam z uśmiechem na twarzy i pojazałam mu język gdy Izzy nie patrzyła.

Pozostali dotarli do nas. Nie pamiętam nawet twarzy, które mi gratulowały ani dłoni, które mnie ściskały.

- No więc Jace chyba musisz coś chyba powiedzieć Clary- powiedziała Iz.
- Ale ona oszukiwała!
- Nie oszukiwałam!
- Jace!- rzuciła ostzegawczym tonem Izzy.
- Niech będzie. Przepraszam. Lepiej- powiedział wściekły i poszedł.
- O wiele- uśmiechnęłam się.

Ja też ruszyłam w stronę Instytutu. Wzięłam prysznic i położyłam się. Usnęłam momentalnie.




Oto i rozdział 2. :))))
Jest zdecydowanie dłuższy niż 1. Mam nadzieję, że będzie się podobać i nie ma błędów.
Pozdrawiam!!!!

6 komentarzy:

  1. Rozdział NIEZIEMSKI <3 <3 <3 Uśmiałam się jak nie wiem XDXDXD
    Musisz dodać NEXTA, bo nie wytrzymam XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział. Uśmiałam się jak nigdy. XDXDXD
    Z niecierpliwością czekam na NEXT. <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże kaczka. Ja myślałam że Clary rzuci w Jace'a kaczką czy coś. Ale się uśmiałam. Z niecierpliwością czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam twojego bloga. Zawsze, kiedy widziałam, że jest np. sam prolog albo tylko rdz 1 , to zawsze wychodziłam, ale dla tw bloga zrobiłam wyjątek. Jesteś niesamowita, proszę- pisz dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super!!! Dawaj nexta!!

    OdpowiedzUsuń