~ Clary~
Od wyścigu minęło kilka dni. Już zaklimatyzowałam się w tym miejscu. Poznałam wiele nowych osób. Najbardziej polubiłam Olivię Carstairs, która jest w moim wieku. Ma długie do połowy pleców, jasne blond włosy. Ma bardzo jasną karnację i duże, szare oczy. Jest średniego wzrostu. Poznałam jeszcze bliźniaków Willa i Jema Blackthorn. Są niemal identyczni. Takie same błękitne oczy, ciemne włosy, usta, nos, rysy twarzy. Odróżnia ich jedynie to, że Jem jest nieznacznie wyższy. Jest jeszcze James Parker, chłopak Iz. Wysoki brunet. Jak jest najbardziej lubiana osoba to i musi być ta najmniej lubiana. Nazywa się Sally Wayland. Już same imię wskazuje, że mamy doczynienia z kretynką. Jest wprost jak ze snów chłopców. Wysoka, długie nogi, blond włosy, wielkie piersi, seksowna. I wprost mnie nienawidzi. Ja jej zresztą też.
Wściekła wyrwałam i pogięłam kolejną kartkę ze szkicownika. Cisnęłam ją przez pokój. Odbiła się od ściany i spadła na podłogę. Nie wiem na co byłam tak wściekła. Może na Jema, że znów schował moją książkę? Nie, on to robi prawie codziennie. Może na Jace`a? Też nie. Nie odzywa się do mnie od czasu wyścigu w parku. A może na Sally? Nie, nie mam za co. ,,Czyżby?,,-odezwał się głosik w mojej głowie. Próbowałam sobie przypomnieć. Na pewno nie chodzi o to, że całowała się z Jace`em. Co mnie to obchodzi? Jednak jak zobaczyłam ich poczułam jakby w moje serce wbiło się milion igieł. Odrzuciłam tę myśl od siebie. Na pewno nie o to chodzi. Niech sobie Herondale całuje kogo chce. A mnie to nie będzie obchodzić. ,, Czy na pewno?,,- znów ten głosik. Na pewno! Nie. Tak. Nie. Sama już nie wiem. Dlaczego widok Herondale`a z inną dziewczyną sprawia mi taki wewnętrzny ból? Coraz bardziej sfrustrowana przyciskałam coraz mocniej ołówek do kartki aż zrobiłam dziurę nie na jedną stron lecz na kilka. Wściekła wyrwałam je wszystkie, zrobiłam z nich kulkę i rzuciłam w stronę drzwi. Nie usłyszałam jednak odgłosu papieru zderzonego z drewnem. Spojrzałam w tamtą stronę. W drzwiach stał Jace. Oparty o framugę wyglądał jak młody bóg. Te jego włosy w kolorze promieni słońca. Te oczy... Nie! Nie myśl o nim w ten sposób.
- Czego chcesz? Nie wiesz, że się puka?- zapytałam starając się przybrać wściekły ton.
- Po pierwsze cześć. Po drugie Hodge mnie do ciebie wysłał. A po trzecie co ten biedny zeszyt ci zrobił?- zapytał wskazując leżące wszędzie kulki papieru. Zauważyłam, że trzyma w ręce kulkę rzuconą przed chwilą w drzwi.
- Po pierwsze najpierw się do mnie nie odzywasz, a teraz tu przychodzisz? Po drugie co Hodge może chcieć ode mnie?
- Po pierwsze to ty się do mnie nie odzywałaś, a poza tym miałem powód żeby się do ciebie nie odzywać. Oszukiwałaś! Po drugie Hodge kazał ci przekazać, że historia Nefilim nie będzie o 11 tylko 12- spojrzałam na zegarek, była dopiero 10.
- Wcale nie oszukiwałam. Po prostu wykorzystałam jeden malutki fakcik przeciw tobie- uśmiechnęłam się słodko.
- Ach tak? To teraz ja znajdę jakiś intersujący fakcik przeciw tobie.
- Ja się nie boję niczego.
- Niech ci będzie. Mogę wejść?- zapytał grzecznie Jace.
- Proszę.
Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Zwinnym krokiem przeszedł koło leżących papierowych kuleczek i usiadł koło mnie na łóżku. Przez chwilę rozglądał się po pokojowi. Gdy zauważył, że mu się przyglądam popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami. Teraz to on mi się przyglądał. Chyba dopiero teraz zauważył, że coś trzymam w ręce.
- Co tam masz?- zapytał sięgając po mój szkicownik.
On w żadnym wypadku nie mógł tego zobaczyć! Szkicownik był dla mnie czymś w rodzaju pamiętnika. Poza tym był tam jego portret. Co prawda niedokończony, ale był.
- A nic- powiedziałam chowając szkicownik za plecy.
Próbował sięgnąć po niego, ale ja się na nim położyłam. Zaczął mnie gilgotać. Zaczęłam się śmiać, ale mimo to nadal na nim leżałam. Złapał mnie za nadgarstki i usiadł na mnie okrakiem. Przygwoździł moje ręce nad głową. Pochylił się nade mną. Jego twarz zbliżała się coraz bardziej do mojej. Wkrótce dzieliło nas kilka centymetrów. Lekko przymknęłam oczy i rozchyliłam usta. Wtedy pochylił się jeszcze bardziej i jego usta spoczęły na moich. Całkowicie zatraciłam się w jego ustach. Poczułam coś dziwnego w brzuchu. Coś jakbym miała w brzuchu stado motyli, a one zaczęły latać na wszystkie strony. Całowaliśmy się namiętnie. Puścił moje nadgarstki, a ja go objęłam i przycisnęłam mocniej do siebie. On swoje ręce położył po obu stronach mojej głowy aby mnie nie przygnieść. Przywierałam do niego i całowałam do utraty tchu. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam takiej pełni szczęścia. Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc. Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił ten uśmiech. Po chwili przypomniałam sobie scenę w kuchni. Rano całował Sally teraz mnie. Ja głupia wierzyłam, że mu na mnie zależy. Przecież on może mieć każdą dlaczego akurat miałby wybrać mnie? Uśmiech zniknął z mojej twarzy i delikatnie go odepchnęłam. Usiedliśmy.
- Yyy.. Jace ja myślę, że powinieneś iść- powiedziałam cicho starając się nie rozpłakać.
Nie czekając na odpowiedź wstałam i ruszyłam w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i osunęłam się po ścianie chowając twarz w dłonie. Łzy popłynęły po moich policzkach. Nie nie mogę płakać. Nie z powodu jakiegoś dupka, w którym się zakochałam. Nieszczęśliwie. Bez wzajemności. Nie, muszę być silna. Podniosłam się. Podeszłam do lustra. Miałam rozczochrane włosy, zaczerwienione oczy i zarumienione policzki. Odkręciłam kurek i oblałam twarz zimną wodą. Rozczesałam włosy, nałożyłam lekki makijaż aby zamaskować zaczerwienione oczy. Pociągnęłam rzęsy tuszem. Teraz wyglądam o niebo lepiej. Postanowiłam się przebrać. Luźne spodnie zamieniłam na obcisłe, czarne rurki, a rozciągniętą koszulkę na białą tunikę z nadrukiem. Spojrzałam na zegar. Lekcja zaczynała się za pół godziny. Wzięłam notatnik i wyszłam z pokoju. Na drzwiach narysowałam runę zamknięcia. Znałam już drogi na pamięć. Ruszyłam. Za chwilę stałam już pod Salą Wykładową. Otworzyłam drzwi. W środku była tylko Iz i James. Pomachałam jej, a ona odwzajemniła gest. Zajęłam środkową ławkę w ostatnim rzędzie. Spojrzałam na tablicę, która znajdowała się naprzeciwko mnie. Był na niej zapisany temat. Brzmiał on: ,,Wielkie Powstanie Stulecia,,. O nie, tylko nie to! Błagam. Izzy odwróciła się w moją stronę. Szepnęła coś Jamesowi i podeszła do mnie.
- Clary? Jesteś strasznie blada. Wszystko okej?- zapytała.
- Nie.
- Co się stało?
Nie odpowiedziałam nic tylko wskazałam głową tablicę. Ona spojrzała we wskazanym kierunku i przeczytała temat.
- Oh- powiedziała tylko i mnie przytuliła. - Clary nie przejmuj się.
- Ale Iz jak mam się nie przejmować i słuchać na lekcji jakim to mój ojciec był draniem i ile Nefilim przez niego zginęło - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Rozumiem, ale weź się w garść i pokaż im, że Clarissa Morgenstern jest silną dziewczyną. Jak chcesz to usiądę obok ciebie. James zrozumie.
- Nie. Idź do niego. Dam sobie radę.
- Na pewno?
- Tak. Idź już.
Przytuliła mnie i usiadła spowrotem na swoim miejscu. Do sali weszła Olivia. Usiadła po mojej lewej stronie. Popatrzyła na tablicę i obdarzyła mnie współczującym spojrzeniem. Spojrzałam na zegar. Lekcja zaczyna się za 5 min. Do sali weszli bliźniacy. Po nich weszła Sally i zajęła miejsce przede mną. Położyła torbę na miejscu obok jakby nie chciała żeby ktoś zajął to miejsce. Wtedy do sali wszedł on. Jace. Sally popatrzyła na wyczekująco na niego i zabrała torbę z krzesła. On jednak minął je i usiadł... po mojej prawej stronie. O Boże! Myślałam, że moje serce wyskoczy z piersi. Sally obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem. Spojrzała na tablicę. Po przeczytaniu tematu uśmiechnęła się. Nie był to uśmiech przyjemny lecz taki, który wyrażał satysfakcję. Zmartwiłam się. Co jeśli ona palnie coś głupiego? Jace podał mi karteczkę. Rozłożyłam ją. Było tam napisane: ,,Możemy porozmawiać po lekcji?,,. Miał ładny charakter pisma jak na chłopaka. Było czytelne. Wzięłam długopis i na odwrocie odpisałam: ,,Skoro musimy,,. Podałam mu karteczkę. Odczytał i schował do kieszeni. Do klasy wszedł Hodge. Zajął miejsce przy biurku.
- Dobrze, więc ktoś mi może coś powie na temat Wielkiego Powstania?- w klasie była cisza. - Nikt? - znów cisza.- Więc wylosujemy kogoś. Może...
Błagam, błagam tylko nie ja! Zacisnęłam kciuki po ławką.
-... może odpowie nam... Clary.
Szlag! Czemu ja?
- No tak Clary to prawdziwa ekspertka od Powstania- powiedziała Sally złośliwie, tak aby nie usłyszał jej Hodge.
Spojrzałam na nią wściekłym wzrokiem.
- No więc Wielkie Powstanie Stulecia to była walka Nefilim z Valentine`em... Morgensternem- powiedziałam lekko drżącym głosem. - Valentine chciał obalić Clave i przejąć władzę nad Nefilim. W nocy 22 października 1998 roku wystąpił wraz ze swoją armią demonów przeciw Clave i Nocnym Łowcom. Ostatecznie to Valentine został pokonany.
- Świetnie Clary. Do dziś nikt nie wie skąd Valentine Morgenstern wziął armię demonów i co nim kierowało- powiedział Hodge.
- Może Clary wie?- wtrąciła Sally.
- Clary nie może nic wiedzieć o planach Valentine`a ponieważ nie było jej wtedy na świecie- powiedział spokojnie Hodge.
- Ciekawe czy Clary potrafi też wezwać armię demonów.
- Zamknij się już Sally!- warknął Jace. - Jesteś okropna i...
- Dość-ryknął Hodge.- Wszyscy proszę się uspokoić. A Sally za karę zostanie po lekcji.
Poczułam ból w dłoni. Spojrzałam na swoje dłonie. Tak mocno zacisnęłam ręce w pięści, że paznokcie wbiły mi się w skórę. Nie pamiętam żebym je zaciskała. Rozłożyłam ręce. W niektórych miejscach pojawiła sie krew. Jace jakby czytał mi w myślach. Delikatnie położył swoją dłoń na mojej. Nie odepchnęłam jej, bo czułam coś kojącego w tym dotyku. Lekko ścisnęłam jego rękę. Popatrzył na mnie.
- Dziękuję- szepnęłam.
Przez resztę lekcji tylko notowaliśmy. Sally nic już nie powiedziała do końca lekcji. Około 14:30 Hodge podziękował nam i kazał iść. Podniośłam się z miejsca.
- Clary to możemy pogadać?- zapytał Jace.
- Dobrze. Ale chyba nie tutaj.
- No nie chodź do oranżerii.Złapał mnie za rękę. Ruszyłam za nim.
Dotarliśmy na najwyższe piętro. Zatrzymaliśmy się przed szklanymi drzwiami. Jace otworzył je przede mną. Weszłam do środka i wpadłam w osłupienie. Widok był cudowny. Zawsząd otaczały nas różnokolorowe kwiaty różnej wielkości. Muszę zapamiętać żeby to namalować.
- Clary porozmawiamy?
- Dobrze.
- To chodź tam na ławkę.
Usiedliśmy. Panowała nerwowa cisza.
~Jace~
Między nami panowała nerwowa cisza. Postanowiłem ją przerwać. Muszę wiedzieć dlaczego Clary tak zareagowała. Może ona wcale mnie nie chce? Może tylko ja ją kocham, a ona mnie nie? Muszę się dowiedzieć. Wziąłem głeboki oddech i powiedziałem:
- Clary dlaczego tak rano zareagowałaś? Zrobiłem coś źle?
- Nie potrzebnie dałeś mi nadzieję.- powiedziała smutno, a moje serce ścisnęło się.
- Nadzieję? Na co?
- Wiesz zwykle jak ktoś całuję drugą osobę to w ten sposób wyznaje jej uczucia. Wiem, że jestem naiwna.
- Wcale nie jesteś naiwna. Nie rozumiem dlaczego twierdzisz, że niepotrzebnie dałem ci nadzieję.
- Jace a nie dałeś? Ja głupia myślałam, że to coś znaczy, a dla ciebie nic- powiedziała ze łzami w oczach.
- Ale dlaczego myślisz, że mój pocałunek nie był wyznaniem uczuć?
- Jace możesz mieć każdą. Dlaczego miałbyś wybrać mnie? Niską, rudą, wredną... - po policzkach połynęły jej łzy.
- Ale ja nie chce mieć każdej. Chcę tylko ciebie- powiedziałem ocierając kciukiem jej łzy.- Chce rano widzieć twoją twarz koło mojej, chce móc przytulać twoje rude loki, patrzeć w te duże, piękne, szafirowe oczy, całować twoje małe, słodkie usta.
- Żartujesz? Dla mnie to nie jest temat do żartu. Wystarczy mi już po dzisiejszej lekcji.
- Jak możesz mnie o coś takiego posądzać? Jak cię tylko zobaczyłem tam pod galerią od razu całym sercem cię pokochałem. Nikogo nigdy nie kochałem, nie kocham i kochać nie będę bardziej od ciebie. Teraz czuje, że moje życie ma sens. Kocham cię Clary i zawsze będę cię kochać. Nawet po śmierci.
- Ja ciebie też kocham Jace- powiedziała, złapała mnie za przód koszulki i przyciągnęła do siebie.
Moje serce wykonało dziesięć obrotów. Chciałem krzyknąć całemu światu, że ona mnie kocha! Tak kocha mnie! Ja głupi myślałem, że nie. Od teraz wszystko się zmieni. Kocham ją i nie mogę jej stracić. Nigdy nie czułem do nikogo nic tak silnego.
~Clary~
Objął mnie i pocałował w usta. Delikatnie osunął się i zaczął oglądać moją zarumienioną twarz. Pocałował mnie w czoło, policzki, skroń i znów wrócił do ust. Teraz to ja objęłam go i pocałowałam.
- Teraz. Mi. Nie. Uciekniesz.- powiedział poprzedzając każde słowo pocałunkiem.
- Nie zamierzam- powiedziałam.
- Ale wiesz, że ci nie odpuszczę tej kaczki na wyścigu?
- Ehhh... Spodziewałam się tego. A co jeśli bardzo ładnie przeproszę?- zrobiłam słodkie oczka.
- Hmmm...- udał, że się zastanawia.- Może. Zależy jak mnie przeprosisz.
- A jeśli tak?- pocałowałam go namiętnie.
- Na razie wystarczy. Ale moje piękne ego potrzebuje więcej- przewróciłam oczami.
Uśmiechnął się i delikatnie pocałował mnie w usta. Ten pocałunek był taki czuły i słodki. Czułam, że on nie żartuje i naprawdę mnie kocha.
- Długo jeszcze będziemy tu siedzieć?- zapytałam.
- A co nie podoba ci się?
- Podoba tylko słońce już zachodzi- wskazałam okno. - Zaraz będzie kolacja. Jestem głodna. Opuściliśmy obiad, ale kolacji nie odpuszczę. Chyba, że uważasz iż jestem za gruba i w ten sposób próbujesz przekazać, że powinnam zrzucić parę kilo- powiedziałam udając smutek.
- Ej- powiedział i delikatnie uniósł twarz żeby móc popatrzeć mi w oczy. - Nie jesteś za gruba. Powiedziałbym nawet, że za chuda- powiedział i musnął palcami mój brzuch.- Masz rację chodźmy na kolację.
Wstał, a ja podałam mu dłoń by i mnie pomógł podnieść z ławki. Złapał ją i pociągnał tak, że poleciałam na jego pierś. Podniósł mnie lekko żebym nie musiała stawać na palcach. Nachyliłam się żeby go pocałować, ale on miał inne plany, bo złapał mnie w pasie i przerzucił przez plecy.
- Puść mnie ty wariacie- powiedziałam bijąc go pięściami po plecach.
- Nigdy cię nie puszczę. Gdybyś była trochę grubsza to nie podniósł bym cię, a jak jesteś leciutka jak piórko to, no cóż- powiedział.
Zaczął iść w kierunku drzwi. Postawił mnie na ziemi, a ja odetchnęłam z ulgą. Jednak moje szczęście nie trwało długo, bo Jace nachylił mnie ku ziemi. Jedną ręką objął mnie w pasie a drugą pod kolanami. Podniósł mnie. Objęłam jego szyję rękami. Ruszył po schodach. Byliśmy już na piętrze z pokojami gdy nagle zza zakrętu wyłoniła się Sally. Wyglądała na zaskoczoną. Zresztą nie dziwię jej się. Też bym tak wyglądała gdyby ktoś kogo całowałam rano teraz niesie inną na rękach.
- Och. Jace szukałam cię- powiedziała nawet nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
Zdjęłam ręce z jego szyi, a on delikatnie postawił mnie na ziemię. Jednak złapał mnie mocno za rękę lekko ściskając jakby chciał dać mi znak, że nie zamierza mnie puścić.
- No więc słucham- powiedział.
- Pomyślałam, że może wybrałbyś się ze mną do klubu.
- Nie. Mam inne plany.
- Ale pomyślałam, że po tym co rano...
- To co stało się rano nie miało dla mnie żadnego znaczenia- powiedział twardo.
- Ale Jace...
- Między nami nic nie będzie. Zrozum to. Kocham tylko Clary i nic ani nikt tego nie zmieni.
- Jeszcze zobaczymy. Za kilka dni się znudzisz tą wredną suką.
Jace już otwierał usta, ale wyprzedziłam go.
- Jedyną suką w całym tym Instytucie to jesteś ty!
- Dziewczyno przejrzyj na oczy! Za kilka dni się tobą znudzi i wróci do mnie- powiedziała wściekła i odeszła.
- Chodźmy- powiedział Jace ciągnąc mnie w stronę jadalnii.
- Już nie jestem głodna.
- Napewno?
- Tak.
Nie miałam ochoty na jedzenie mimo, że skręcało mnie z głodu. I tak nic nie przełknę. Puściłam rękę Jace`a i ruszyłam w stronę pokoju. Wzięłam piżamę i poszłam pod prysznic. Umyłam zęby i wyszłam z łazienki. W moim pokoju jednak ktoś był. Na łóżku leżał Jace. Położyłam się obok niego i oparłam głowę o jego klatkę piersiową.
~Jace~
Clary nie było w pokoju. Położyłem tacę z kanapkami na szafce nocnej obok łóżka. Sam położyłem się na łóżku w oczekiwaniu na moją ukochaną. Jak to pięknie brzmi. Moją ukochaną! Kilka minut później drzwi od łazienki otworzyły się. Clary wyglądała na zaskoczoną, ale nic nie powiedziała tylko położyła się obok mnie opierając głowę na mojej klatce piersiowej. Przytuliłem policzek do jej pachnących słodko włosów.
- Przyniosłem ci kanapki- powiedziałem wskazując tacę z kanpkami.
Nic nie odpowiedziała tylko usiadła i wzięła pierwszą kanapkę z tacy. Przyglądałem jej się. Chwilę później po kanapkach nie było śladu.
- Nie jestem głodna- powiedziałem naśladując jej ton.
Uderzyła mnie lekko w ramię. Przyciągnąłem ją do siebie. Położyła się obok mnie wtulając twarz w moją szyję. Oparłem brodę o jej głowę. Chwilę później zorientowałem się, że śpi. Przykryłem ją kołdrą. Zamknąłem oczy myśląc jakim szczęściarzem jestem. Chwilę później sam spałem z przytuloną do mnie Clary.
Tak wiem ten rozdział jest taki... nijaki. Przepraszam też za to, że moje opowiadania są nudne. Jeśli macie jakieś uwagi co do opowiadań śmiało piszcie. :))) Może chcecie mniej dialogów? Nie uważacie, że za szybko zrobiłam Clace?
Pozdrawiam gorąco!!!!
Rozdział NIEZIEMSKI <3<3<3<3 CLACEEEE <3333 Nienawidzę tej Sally !!!! ZABIĆ JĄ ! OSZPECIĆ !!!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ! Pllliiiis dodaj jeszcze dziś !!!
Dziękuję za bardzo miłe słowa❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńJak to przeczytałam to zaczęłam się tak szczerzyć do ekranu, że mama zapytała czy się dobrze czuję XD
Przepraszam, ale dziś nie dam rady dodać nexta. :((
Postaram się jutro. :)))
Rozdział genialny.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać nexta.
Uwielbiam twoje opowiadanie.
Dziewczyno to jest nieziemskie!!!!
OdpowiedzUsuńDawaj mi tu szybko NEXT!!! <3 ❤ NORMALNIE KOCHAM TEGO BLOGA <3 ❤
❤ Musisz zrobić to jeszcze DZIŚ!!! ❤
Dziewczyno to jest nieziemskie!!!!
OdpowiedzUsuńDawaj mi tu szybko NEXT!!! <3 ❤ NORMALNIE KOCHAM TEGO BLOGA <3 ❤
❤ Musisz zrobić to jeszcze DZIŚ!!! ❤
Szybko next boo nie wytrzymam. Wyczuwam zemstę Sally na Clary. Hehe będzie ciekawiem. Pisz jak najwięcej bo masz talent. ;)
OdpowiedzUsuńKobieto, ty masz talent! On wcale nie jest nijaki, nawet nie waż się tak mówić! Jest CUDOWNY, CZEKAM NA NEXTA, bardzo dziękuję, że piszesz tego bloga. Jest nieziemski, gorąco pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńMi sie to podoba pisz masz talent
OdpowiedzUsuń